Zagłada domu Usherów – recenzja serialu

Zagłada domu Usherów to nowy serial Netflixa od twórcy Nawiedzonego domu na wzgórzu oraz Nocnej mszy. Oceniam produkcję bez spoilerów.

Zagłada domu Usherów
fot. Netflix

Ulubiony spec Netflixa od serialowych horrorów, czyli Mike Flanagan, tym razem wziął się za “Zagładę domu Usherów”, adaptację opowiadania legendarnego Edgara Allana Poe. To temat, który wydaje się idealny dla twórcy. Dostajemy bowiem historię specyficznej, bardzo toksycznej rodziny, w której egzystencję wdaje się nagle śmierć spowodowana przez tajemniczą kobietę. Nagle członkowie i członkinie tytułowego rodu zaczynają padać jak muchy w dosyć makabryczny sposób. Brzmi jak coś skrojone pod Flanagana, który między innymi w “Nawiedzonym domu na wzgórzu” potrafił znakomicie połączyć dramat rodzinny z horrorem. I trzeba przyznać w najnowszej produkcji Netflixa poradził sobie równie znakomicie.

Przede wszystkim Flanaganowi udała się jedna, bardzo ważna rzecz, jeśli chodzi o omawianą produkcję. Mianowicie potrafił sprawić, że mając do dyspozycji postacie, których nie da się lubić, wciągnął widzów w historię i sprawił, że podążaliśmy za poszczególnymi bohaterami. Chociaż nie ukrywam, że raczej postaci z nowej produkcji Netflixa bohaterami nazwać nie można. To bowiem rodzaj osób, które na co dzień omijalibyśmy szerokim łukiem. Toksyczne, nastawione na sukces po trupach, pozbawione całkowicie kręgosłupa moralnego. Po prostu idealni kandydaci do tego, aby być złoczyńcami w każdej innej historii. I z takiej palety postaci ciężko zbudować grupę, której losami moglibyśmy emocjonować się w czasie seansu. Nie ma bowiem żadnej pozytywnej cechy, która mogłaby sprawić, aby widz kibicował członkom rodu Usherów. Na szczęście Flanaganowi udało się wywrócić na swoją modłę antagonistyczną aurę poszczególnych postaci i spowodować, że mimo awersji do Rodericka i jego rodziny, cała sytuacja wokół nich przeraża, a jednocześnie fascynuje. To sprawia, że sama historia staje się w tym wypadku głównym bohaterem, a nie bohaterowie.

Zagłada domu Usherów – zdjęcia

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów plakat

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów

Zagłada domu Usherów

fot. Netflix

Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów Zagłada domu Usherów

Flanagan doskonale również bawi się gatunkiem horroru w swojej nowej produkcji. Twórca nadaje współczesny sznyt klasycznym elementom, kreując na ekranie całkiem zgrabną opowieść grozy skrojoną na nasze czasy, pełne social mediów i wszechogarniającego pędu społeczeństwa. Przy tym Flanagan nie stara się być horrorowym rewolucjonistą. Bierze sprawdzone elementy gatunku i potrafi spojrzeć na nie świeżym okiem. Przede wszystkim cała groza historii objawia się w wybitnie zainscenizowanych sekwencjach śmierci oraz bardzo dobrze napisanych dialogach. Może niektóre sceny są podszyte prostymi jumpscare’ami , ale sposób ich realizacji, prowadzenia aktorów i stopniowanie napięcia sprawiają, że przez cały czas trwania wszystkich odcinków w powietrzu unosi się niepowtarzalna atmosfera grozy, która udziela się widzowi. Flanagan miesza makabrę z dramatem, często wchodzi na rejony gore, a nawet body-horroru. Jednak to wszystko nosi w sobie jakieś dziwne, bardzo toksyczne i mroczne piękno. A to już sztuka zrobić horror, który mimo zła, jakiego jesteśmy świadkami na ekranie, potrafi utrzymać widza do samego finału.

Natomiast pod względem aktorskim mamy do czynienia z kreacjami wybitnymi, ale również z pewnymi niewypałami. Rozumiem, że konwencja samej historii jest taka, abyśmy zbytnio nie przyzwyczajali się do postaci, jednak wątki solowe niektórych są bardzo słabo napisane. Jak wspomniałem wyżej to sama historia, wypełniona postaciami, potrafi wciągnąć widza. Natomiast problem z bohaterami pojawia się w tym, że wielu aktorów nie potrafi z nich wycisnąć coś ciekawego. Dobrym przykładem jest Frederick, który w każdym innym serialu byłby tym irytującym gościem, który przewija się gdzieś w tle. W tym wypadku jest jedną z ważniejszych postaci. Tak naprawdę jedynie z dzieci Rodericka, wokół których budowana jest historia, coś ciekawego wnoszą T’Nia Miller jako Victorine i Samantha Sloyan jako Tamerlane.

Na szczęście mamy w produkcji również aktorskie perełki. Mark Hamill jest po prostu znakomity w swojej kreacji Arthura Pyma. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takiej roli, w której w stonowany sposób potrafi tak mocno podać bestialstwo i mrok swojej kreacji. Zdecydowanie najlepsza rola w omawianym serialu. Bardzo podobał mi się wątek Rodericka i Madeline, zarówno prowadzony w retrospekcjach, jak i współcześnie. Aktorsko Bruce Greenwood i Zach Gilford oraz Mary McDonnell i Willa Fitzgerald tworzą dobry pomost między wspomnianymi elementami fabuły. No i Carla Gugino znakomicie wypada jako demoniczna Verna, antagonistka produkcji (chociaż w wypadku tej historii ciężko o kimś pisać, że jest głównym antagonistą opowieści). Aktorka miała trudne zadanie, ponieważ tak naprawdę musiała pokazać kilka oblicz swojej postaci. Jednak wyszła z tej misji z tarczą.

“Zagłada domu Usherów” to po “Nawiedzonym domu na wzgórzu” najlepszy serial Flanagana stworzony dla Netflixa i jego zacne pożegnanie ze stremingowym gigantem. Twórca przechodzi bowiem do Amazona, dla którego będzie robił swoje nowe projekty. Patrząc na omawiany wyżej serial, będzie to spora strata dla Netflixa.

Rating
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych