“Diuna”, która trafiła do kin w 2021 roku była adaptacją pierwszej połowy kultowej powieści Franka Herberta. I tak naprawdę, mimo swojego rozmachu i kunsztu była w pewnym sensie ciszą przed burzą, jaką miała być “Diuna: Część druga”. Mogę śmiało stwierdzić już po seansie najnowszej produkcji, że przebija pierwszą część pod każdym względem. Ma większy rozmach, epickość aż wylewa się w wielu scenach z ekranu. Mamy w niej sporo więcej dramaturgii. Stawka również jest większa i mam wrażenie, że cała obsada gra lepiej. Przed chwilą użyłem słowa “epickość”. I chyba ono najlepiej oddaje omawiany film. Jeśli miałbym przedstawić komuś przykład na zinterpretowanie tego wyrażenia, to przedstawiłbym “Diunę: Część drugą” zaraz obok trylogii Władcy Pierścieni.
Napisać, że pod względem realizacyjnym recenzowane widowisko zahacza o geniusz, to tak jakby nic nie napisać. Praktycznie każda sekwencja pokazuje, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym, co zostanie z nami na długo po zakończeniu seansu. Duża w tym zasługa, że w filmie użyto sporo praktycznych efektów, a zdjęcia realizowano w prawdziwych lokacjach. Nawet scena ujeżdżania czerwia przez Paula była kręcona z użyciem praktycznych rozwiązań. Dlatego śmiało mogę stwierdzić, że nowa “Diuna” nie zestarzeje się. Widzowie, którzy obejrzą ją za 20 lub 30 lat nadal będą mogli czerpać przyjemność z zachwycania się wieloma znakomitymi sekwencjami. Zapewne na przyszłorocznej gali rozdania Oscarów produkcja nie będzie miała sobie równych, jeśli chodzi o kategorie techniczne. Jeśli stanie się inaczej, to nie wiem w jakim kierunku zmierza kinematografia.
Jak już wspominałem o epickości produkcji, to nie sposób nie wspomnieć o elemencie, który mocno podbija ten stan. Chodzi mi oczywiście o genialną muzykę autorstwa Hansa Zimmera. Ścieżkę dźwiękową z pierwszego filmu odtwarzam sobie do tej pory. Jestem pewien, że soundtrack najnowszej odsłony również na długo zagości na mojej playliście. Dobra muzyka w filmie to ta, która w pewnym momencie staje się wręcz aktorem, bez którego nie jest możliwe dobre prosperowanie historii. I właśnie tak jest w przypadku partytury Zimmera do omawianego widowiska. Jego muzyka potrafi podbić powagę danej sceny, wyciągnąć mrok z innej. Jest nieodzownym elementem pierwszego planu.
Mimo że w produkcji mamy do czynienia z wieloma widowiskowymi scenami, to jednak twórcy nie zapominają o intymności, która ma ważną rolę w historii. Znakomitym przykładem jest to, że finał produkcji odbywa się nie na ogromnym placu bitewnym, a w kameralnej sali (mimo, że dookoła toczy się wielka bitwa). Wspomniana intymność jest również doskonale ogrywana w scenach rozmów między Paulem a Chani. Ich relacja stanowi piękno filmu i znakomicie obserwuje się jak jest rozwijana mimo całej kosmicznej stawki wokół. Przy tym w całym filmie doskonale wybrzmiewają tak mocne tematy jak fundamentalizm, fałszywi prorocy czy walka o władzę. Rozmach produkcji na szczęście nie sprawia, że gdzieś nam umyka cała intryga. Bardzo podoba mi się jak w filmie prowadzone są gierki polityczne, gdzie najważniejsi gracze rozstawiają swoje pionki. A to ogromna zasługa dobrego scenariusza, który do spółki stworzyli reżyser Denis Villeneuve i Jon Spaihts.
Diuna: Część druga
fot. Warner Bros. Pictures/Total Film
Diuna: Część druga
fot. Warner Bros. Pictures/Total Film
Diuna: Część druga
fot. Warner Bros. Pictures/Total Film
Diuna 2 okładka
fot. Warner Bros. Pictures/Empire
Diuna 2 okładka
fot. Warner Bros. Pictures/Empire
Diuna 2 zdjęcie
fot. Warner Bros. Pictures/Empire
Diuna 2 zdjęcie
fot. Warner Bros. Pictures/Empire
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Dune: Prophecy - jesień 2024
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna:: Część druga
fot. Vanity Fair/Warner Bros
Diuna Część druga
fot. Warner Bros. Pictures
Florence Pugh jako Księżniczka Irulana w "Diuna Część druga"
fot. Warner Bros. Pictures
Diuna Część druga
fot. Warner Bros. Pictures
Diuna Część druga
fot. Warner Bros. Pictures
Austin Butler jako Feyd-Rautha w "Diuna Część druga"
fot. Warner Bros. Pictures
Diuna Część druga
fot. Warner Bros. Pictures
Dobry tekst potrafią wykorzystać członkowie obsady. Timothee Chalamet na początku produkcji jakoś nie zdobył mojego uznania. Jego spokojny, trochę melancholijny styl gry nie przekonywał mnie. Jednak im dalej w las, tym bardziej podobała mi się jego kreacja. A już w trzecim akcie, gdzie pozwala na uwolnienie gniewu swojej postaci, potrafił mnie nawet zachwycić. Chani, w którą wciela się Zendaya, jest prawdziwym sercem filmu. Stanowi ona doskonały kontrast dla Paula, będąc zdroworozsądkowym kompasem moralnym reszty Fremenów. Florence Pugh w pełni wykorzystuje swoje pięć minut, ale jest to praktycznie dosłownie pięć minut. Chciałoby się jej więcej na ekranie. Natomiast Austin Butler znakomicie wypada jako demoniczny psychopata Feyd-Rautha. Byłem ciekaw jak poradzi sobie z kreacją i wypadł fantastycznie. Jest pełen mroku, szału, jest niepowstrzymana siłą napędzaną strachem innych. A Butler potrafi ograć te wszystkie niuanse.
“Diuna: Część druga” to film, który spokojnie za chwilę stanie się nowym klasykiem science fiction, obok takich produkcji jak “Łowca androidów” czy “Matrix”. Fantastyczny w swoim epickim rozmachu, ale również Denis Villeneuve nie zapomina, aby rozwijać postacie i ich relacje. Dobrze, że nadal powstają takie filmy.