Juror #2 jest reklamowany jako ostatni reżyserski projekt Clinta Eastwooda, chociaż pojawiają się plotki, że może tak nie być. Ostatnie produkcje 94-letniego reżysera, czyli Cry Macho, Richard Jewell czy 15:17 do Paryża nie zdobyły wielkiego uznania i raczej przeszły bez echa. Dlatego zastanawiałem się czy Eastwood nadal jest w formie i swoim nowym projektem udowodni, że ostatnie słowo należy do niego. Twórca postanowił zaprezentować światu thriller prawniczy z ciekawą koncepcją wyjściową. Mamy bowiem przysięgłego biorącego udział w procesie o morderstwo. Bardzo szybko okazuje się, że to nasz bohater może odpowiadać za nieumyślne spowodowanie śmierci ofiary. Staje przed wyborem – manipulować ławą przysięgłych, aby wysłać do więzienia oskarżonego lub przyznać się do winy.
Gdy przeczytałem po raz pierwszy opis fabuły mój hype wzrósł. Dodatkowo thriller prawniczy to bardzo wdzięczny dla ekranu gatunek filmowy. Jednak trzeba dobrego reżyserskiego zmysłu, aby dowieźć historię do końca i utrzymać widza w napięciu przez cały seans. Jeśli chodzi o poziom suspensu, to Eastwood doskonale wywiązał się z powierzonego mu zadania. Dobra koncepcja wyjściowa bowiem nie wystarczy, aby zatrzymać widza na dłużej przed ekranem. Na szczęście reżyser umiejętnie prowadzi narrację wykorzystując w zdecydowanej większości potencjał scenariusza, który napisał Jonathan Abrams. Chociaż gdzieś w środku filmu lekko siada tempo, to ostatecznie otrzymujemy bardzo sprawnie poprowadzoną historię, bez zbędnych dłużyzn. Przede wszystkim jednak przez cały czas trwania seansu byłem ciekaw, co dalej wydarzy się na ekranie, jak rozwinie się dana sytuacja. Thriller prawniczy powinien trzymać widza w napięciu, a nawet w podekscytowaniu ekranową tajemnicą. Trzeba przyznać, że omawiana produkcja robi to naprawdę dobrze.
From legendary filmmaker Clint Eastwood, comes Juror #2. Only in Theaters November 1. Get tickets now. #Juror2Movie https://t.co/t5q427Fd9a pic.twitter.com/lD2rNJoRqS
— Warner Bros. Pictures (@wbpictures) October 1, 2024
Żeby nie było, Eastwood nie wymyśla koła na nowo swoją produkcją, ale oplata historię rodzajem niepodrabialnego, mrocznego klimatu i suspensu, który działa. Do tego bardzo podobał mi się wątek społeczno-rodzinny, który reżyser poruszył w omawianym filmie. Sama oś fabuły dotycząca procesu nie zadziałała by tak sprawnie, gdyby nie została wzmocniona przez ciekawy wątek osobisty głównego bohatera. W pewnym momencie Eastwood dokonuje w produkcji grającej na emocjach widza rozprawy moralnej. To sprawiło, że postacie w historii nie są czarno-białe, raczej wszystkie poruszają się w odcieniach szarości. Dzięki temu łatwiej widzowi utożsamić się z poszczególnymi bohaterami, nawet jeśli pierwotnie nie znajdują się po tej jasnej stronie mocy. Eastwood jak sprawny trener piłkarski prowadzi aktorską ekipę produkcji do zwycięstwa, myli tropy, aby odbiorca do końca nie wiedział jak zachowa się dany bohater lub bohaterka. Muszę przyznać, że zakończenie, które zaserwował reżyser nie wbiło mnie w fotel od razu, ale zostawiło spore pole do interpretacji, które ostatecznie wypada na plus.
Eastwood ma nosa, jeśli chodzi o wybór aktorów lub aktorek, którzy grają główne role w jego projektach. Nie inaczej było tym razem, chociaż na początku nie za bardzo mogłem przekonać się do Nicholasa Houlta i jego kreacji Justina Kempa. Na początku filmu nasz przysięgły jest bowiem wręcz przerażająco nudny, wydaje się pozbawiony charyzmy. Jednak bardzo szybko Hoult wszedł w odpowiedni rytm ze swoją kreacją i już w drugim i trzecim akcie doskonale obserwowało mi się jak Kemp staje przed kolejnymi, bardzo trudnymi moralnie wyzwaniami. Przy okazji Eastwood doskonale dobrał drugi plan, który znakomicie wspiera Houlta, a nawet w wielu momentach przebija jego kreację. Chris Messina i JK Simmons bardzo dobrze wykorzystują powierzony im na ekranie czas i dodają cegiełkę do interesującej fabuły. Jednak to Toni Collette dzieli i rządzi. Jej kreacja prokurator Faith Killebrew to coś najwyższej próby. Przede wszystkim laureatka Oscara znakomicie przedstawiła moralne rozdarcie swojej bohaterki, które było jednym z najmocniejszych elementów produkcji. Nie zdziwię się, jeśli jej kreacja zakończy się jakąś nominacją w sezonie nagród.
Juror #2 to powrót Clinta Eastwooda do bardzo dobrej formy. Ciekawa, wciągająca fabuła i mocne kreacje aktorskie sprawiają, że produkcja ma do zaoferowania coś wciągającego w bardzo wyeksploatowanym gatunku.