Gareth Evans długo kazał nam czekać na swój najnowszy film. Reżyser kultowego dyptyku Raid nakręcił Chaos już w 2021 roku. Jednak post-produkcja przeciągnęła się i film otrzymaliśmy dopiero w 2025 roku. Po niekoniecznie udanym Apostole i znakomitym 1. sezonie Gangów Londynu czekałem na nowy projekt Evansa, ponieważ zapowiadał się jako powrót twórcy do jego korzeni rodem z Raid. Obejrzałem i mogę tylko stwierdzić, że opłacało się czekać tak długo na produkcję Netflixa. Chaos jest bowiem najlepszym, co ze swojego warsztatu ma do zaoferowania brytyjski filmowiec. Chociaż nie jest to może poziom jego indonezyjskiego dyptyku, który stał się klasykiem kina akcji, to film z Tomem Hardym dowozi na każdej płaszczyźnie.
Zacznę od tego, z czego Evans jest najbardziej znany w środowisku, czyli genialnych scen akcji. W jego nowej produkcji wspomniany element ciągle wypada znakomicie i sekwencje zapadają w pamięć na długo po obejrzeniu produkcji. Aż żal bierze, że Chaos nie trafił do kin, ponieważ niektóre momenty, takie jak starcie w klubie, warto byłoby pokazać na jak największym ekranie. Evans oferuje nam fantastyczne połączenie mocnej, bardzo obrazowej przemocy z ciekawymi rozwiązaniami realizacyjnymi, genialną choreografią walk i świetną pracą kamery. Z wymieszania tych wszystkich elementów na ekranie powstał taniec pełen brutalnej, surowej akcji połączonej z blockbusterowym przepychem. Evans udowodnił, że jest prawdziwym artystą gatunku akcyjniaków i po raz kolejny udowadnia to w swoim nowym projekcie. Wspomniana sekwencja z klubu czy finałowa scena w domku letniskowym to momenty dające spory kawał rozrywki. To uczta dla oka widza pragnącego widowiska.
Jeśli chodzi o samą fabułę filmu to znakomicie przeplata się ona z sekwencjami akcji w produkcji. Podejrzewam, że zdarzą się osoby, które stwierdzą, że historia w omawianym filmie stanowi tylko przerywnik dla kolejnych strzelanin i walk, jednak w życiu się z tym nie zgodzę. Dobry film akcji bowiem musi zatrzymać również widza czymś w sferze narracyjnej, aby odbiorca mógł pójść za poszczególnymi postaciami, nawet jeśli na co dzień nie chciałby ich spotkać na ulicy. A takim właśnie antybohaterem jest grany przez Toma Hardy’ego Walker, policjant, który niekoniecznie widzi granice między dobrem a złem.
Na szczęście Evans potrafił poprowadzić tak swoje postacie, aby spojrzeć na nie z różnych perspektyw. Do tego świetnie w swoim projekcie połączył kino zemsty, historię o korupcji, policyjny kryminał i wspomnianą już widowiskową akcję. Pożenił kilka ciekawych wątków dając interesującą (choć przewidywalną), spójną fabułę. Za to ogromny plus, bo w wielu akcyjniakach z ostatnich lat choreografia i kule mają za zadanie przykryć braki narracyjne. Oczywiście sama historia nie jest czymś odkrywczym, ale Evans sprawnie połączył znane schematy i zrobił z nich coś, w co widz wchodzi i zostaje z tym do końca. A to już jest wyższa szkoła jazdy.
W tym wszystkim Tom Hardy znakomicie wypada jako gburowaty policjant z problemami. Po raz kolejny pokazuje, że za wiele nie musi mówić, aby przyciągnąć widza przed ekran. Stosuje minimum środków wyrazu, ale dzięki ogromnej charyzmie tłuczemy się z nim przez kolejne ciemne uliczki przesiąkniętego zgnilizną miasta. Bardzo dobrze wypada również jego ekranowa policyjna partnerka, czyli Jessie Mei Li. Gwiazda Cienia i kości może nie dostaje za dużo czasu na ekranie, ale jest to czas bardzo dobrze wykorzystany. Chociaż chciałbym jej więcej na ekranie, ponieważ polubiłem postać Ellie (i to nie przez moją miłość do The Last of Us), to kreacja na plus. Na drugim planie Forest Whitaker i Timothy Olyphant dają z siebie minimum, ale i tak to wystarcza, aby ich role zapadły w pamięć. Wyróżniłbym również Quelin Sepulvedę jako Mię, która wypada dobrze aktorsko i nieźle poradziła sobie w scenach walki. Widać, że wykonała kawał pracy.
Nie wiem czy Chaos będzie najlepszym filmem akcji roku, bo mam jeszcze kilku pretendentów w kolejnych miesiącach, ale to zdecydowanie świetna produkcja. Dobrze zagrana i posiadająca genialne sekwencje akcji. Na pewno znajdzie się w mojej topce roku i to filmów w ogóle, nie tylko w swoim gatunku. Evans w świetnej formie.