“Forst” to kolejna produkcja, której podstawę stanowi twórczość Remigiusza Mroza. Serialowi producenci uwielbiają sięgać po powieści pisarza. Wydawać by się mogło, że cykl kryminałów o komisarzu Forście to na papierze idealny materiał na znakomitą, mroczną opowieść. Bezkompromisowy śledczy, który lubi łamać zasady, aby dorwać przestępców. Górska sceneria, która przywodzi na myśl najlepsze, skandynawskie produkcje. Interesująca zagadka kryminalna, której rozwiązania trzeba szukać w przeszłości. A na koniec brutalny i makabrycznie pomysłowy seryjny morderca, z którym musi zmierzyć się nasz bohater. To wszystko składniki na znakomity serial, który może stać się jednym z najlepszych projektów roku. Niestety w przypadku “Forsta” tak nie będzie.
Przede wszystkim twórcy nowego serialu Netflixa mają ogromne problemy z opowiadaniem historii i prowadzeniem narracji. Mam wrażenie, że spokojnie można było wydłużyć produkcję o dwa odcinki, bo sześć, które otrzymujemy nie pozwala na rozwinięcie wielu wątków. Twórcy rozpoczynają je, traktują bardzo skrótowo, nie dają widzowi się nimi nacieszyć i nagle bardzo szybko je kończą. Doskonałym tego przykładem jest wątek relacji Forsta z jedną z jego byłych ukochanych, która pomaga mu w śledztwie. Podejrzewam, że w zamyśle scenarzystów miała ona spory ciężar emocjonalny. Jednak kompletnie go nie czuć, ponieważ wspomniana relacja nie ma czasu na rozwinięcie się na ekranie. Niestety to jest największy problem omawianej produkcji – tempo, które nie pozwala tak naprawdę widzowi zatopić się w historię i podążać za głównym bohaterem do emocjonującego finału.
A sama intryga na początku zapowiadała się na coś naprawdę dobrego. Od razu przyznam się, że nie czytałem literackiego oryginału, więc nie będę się w tekście wymądrzał nad porównywaniem książki z jej adaptacją. Samo zarysowanie zagadki kryminalnej, którą otrzymujemy w produkcji, wyszło scenarzystom bardzo sprawnie. Pierwsze dwa odcinki sprawiły, że potrafiłem zainteresować się opowieścią i chciałem wiedzieć, co się dalej wydarzy. Niestety później wystąpiły wspomniane, ogromne problemy z tempem narracji i po prostu męczyłem się oglądając serial. Wiele rzeczy dzieje się za szybko. Widz tak naprawdę nie ma okazji, aby wejść dobrze w kryminalną zagadkę, którą oferują twórcy. Jeszcze nie zdążyliśmy za bardzo wygodnie rozsiąść się na kanapie, a już otrzymujemy potraktowane bardzo po łebkach rozwiązanie intrygi. No i niestety jak na serial twórcy nie pozwalają nam w ogóle poznać bohaterów. Jestem po sześciu odcinkach, ale tak naprawdę Forst czy Szrebska są mi obojętni. wszystko przez to, że nie miałem okazji to poznania ich ludzkiej strony.
W serialu nasz duet śledczych miejscami za bardzo przypomina jakieś posągowe postacie, które szybko wpadają na trop, a nawet jak ugrzęzną w miejscu, to za chwilę coś im pomaga w dalszych działaniach. Jeszcze przy Forście twórcy próbują jakoś przełamać bohatera, dać mu bardziej ludzką stronę. Natomiast przy Szrebskiej w ogóle nie widzę takiego działania. Przez to nie za bardzo mogłem związać się emocjonalnie z głównymi postaciami. Mam nieodparte wrażenie, że omawiany sezon został potraktowany jedynie jako przygrywka. Twórcy bardzo szybko chcieli dojść do momentu, w którym nakreślą wydarzenia na kolejną odsłonę, ale przy tym nie za bardzo zastanawiali się na prowadzoną obecnie opowieścią. Nie zmienia to faktu, że Borys Szyc i Zuzanna Saporznikow w rolach Forsta i Szrebskiej to naprawdę dobrze przeprowadzony casting. Szkoda tylko, że scenariusz nie pozwala im bardziej zabłysnąć.
“Forst” miał wszystko, aby być znakomitym serialem. Niestety koniec końców jest tylko średniakiem, który ma swoje dobre momenty, ale jest ich za mało, aby przykryć narracyjny chaos.