“Halo” to produkcja, którą długo odkładałem, aby w końcu obejrzeć. Głównie przez to, że nie grałem w oryginał, jestem raczej odbiorcą Mass Effecta niż produkcji na Xboxa. Jednak dobrego sci fi nigdy za mało. No i w 1. sezonie w pełni wszedłem w historię, chociaż i ta miała swoje zawirowania. Dlatego na 2. sezon czekałem już z dużymi oczekiwaniami, jeśli chodzi o poziom produkcji. No i muszę przyznać, że pierwsze dwa obejrzane przeze mnie odcinki zwiastują, że 2. sezon może być równie dobry, a nawet lepszy niż premierowa odsłona. Tak naprawdę twórcy nie silą się na to, aby było jeszcze więcej akcji. Jest jej wystarczająco i przede wszystkim sekwencje są bardzo dobrze zrealizowane. Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie, począwszy od designu obcych, na samym tle skończywszy. Już początkowa scena z 1. odcinka pokazuje, że twórcy przede wszystkim mają pomysł na sceny akcji. Nie dają bezmyślnej, wybuchowej nawalanki rodem z kina Michaela Baya.
W sekwencji pojedynku z odziałem Przymierza jest całkiem nieźle zrealizowana choreografia walki, wspomniane efekty, a umiejscowienie pojedynku w gęstej mgle tylko nadało dramaturgii całej potyczce. To samo tyczy się sceny treningu naszych Spartan. Jest wręcz minimalistycznie (o ile tak można napisać o wielomilionowej produkcji). Jednak nie o samą akcję w tym wszystkim chodzi. Bardzo podoba mi się dalsze badanie przez twórców istoty człowieczeństwa samych Spartan. Ciekawy wątek otrzymała Riz, która raczej w poprzednim sezonie robiła za trzeci plan. Natomiast w wypadku najnowszej odsłony historia dotycząca jej zdrowia zapowiada się naprawdę dobrze. Nie jest to może póki co jakoś znakomicie napisany wątek, ale sprawnie wpisuje się w zaproponowaną przez twórców narrację. Podoba mi się również jak Spartanie prezentują się w tym momencie jako kolektyw. Wcześniej bardziej jawili się jako więksi niż życie wojownicy, którym nic nie jest straszne. Teraz jako grupa przyjaciół z wadami znacznie bardziej zyskują moją sympatię.
Jeśli chodzi o nowe postacie, to jakoś nie byłem przesadnie pozytywnie nastawiony przed premierą 2. sezonu do Josepha Morgana. Nie za bardzo jestem fanem jego gry. Jednak w tym momencie jako James Ackerson, nowy szef programu Spartan, sprawdza się naprawdę dobrze. Jego postać jest trochę przerysowana, jednak nie przekracza granicy, w której ocierałaby się o autoparodię. Sam Ackerson zapowiada się na interesujący, niejednoznaczny czarny charakter, który czasem musi złamać przepisy dla dobra ogółu. Drugą z nowych postaci w 2. sezonie jest Talia Perez. Na razie za bardzo nie wiem, co o niej sądzić, bo nie otrzymała za wiele czasu ekranowego. W tym momencie jawi się jako średnia bohaterka poboczna. Twórcy trochę sugerują jakąś dziwną, romantyczną relację między Talią a Master Chiefem. Mam nadzieję, że scenarzyści nie będą chcieli na siłę wikłać głównego bohatera w kolejną miłosną relację, bo podejrzewam, że gryzłaby się z resztą historii.
Sama główna fabuła 2. sezonu nie jest jakoś wybitna. Dostajemy schematy typowe dla gatunku science fiction. Jednak w zaproponowanej konwencji to wszystko działa. Jak na razie poszczególne narracyjne klocki wchodzą w odpowiednie miejsca. Przede wszystkim produkcja cały czas wygrywa swoim światem przedstawionym. Mimo że w pierwszych dwóch odcinkach nie otrzymujemy za wiele nowości w postaci nowych miejsc do eksploracji, to całość pokazuje, że jest jeszcze wiele do odkrycia. Wszystko intryguje i sprawia, że chce się sięgnąć po kolejny odcinek. A to najważniejsze w serialu, że mimo pewnych mankamentów, pragnie się dalej eksplorować historię i jej poszczególne elementy. Przede wszystkim cieszę się również, że Makee powróciła. To postać, która ma jeszcze spory potencjał, dlatego ciekawi mnie, jak potoczy się jej wątek w nowym sezonie.
Twórcy 2. sezonu “Halo” w pierwszych dwóch odcinkach wywiązali się z powierzonego im zadania. Mianowicie dobrze nakreślili historię, którą będziemy obserwować w nowej odsłonie i sprawili, że chce się sięgnąć po kolejne epizody.