John Krasinski wszedł z buta do świata reżyserów swoim znakomitym horrorem “Ciche miejsce”, który stał się już hollywoodzką franczyzą. Tym razem filmowiec postawił na kino familijne. Trzeba przyznać, że sam pomysł fabularny na papierze prezentuje się znakomicie. Oto mamy główną bohaterkę i jej sąsiada, którzy widzą wymyślonych przyjaciół innych osób. Problem w tym, że muszą im pomóc znaleźć nowych podopiecznych. Punkt wyjścia zapowiadał znakomitą produkcję z pogranicza fantasy, aktorskiej wariacji na animacje Pixara oraz po trochu dramatu rodzinnego. Koniec końców Krasinskiemu powstał film, który nie wykorzystuje w pełni potencjału drzemiącego w pomyśle. Jednak to, co twórca wyciska ze swojej idei wystarczy, aby powstał naprawdę przejmujący, otulający serce jak najcieplejszy koc film familijny. Czy będzie to kolejny klasyk gatunku? Nie wiem, ale ma wszystko, aby się nim stać w przyszłości.
Przede wszystkim “Istoty Fantastyczne” mają w sobie coś, co sprawia, że pomimo pewnych braków w historii, nie przeszkadzało mi to w czasie seansu. Jest w tej produkcji sporo serca, które wyłazi z każdego kąta. Dlatego mimo, że w niektórych scenach trochę szwankuje prowadzenie narracji czy tempo, to nie było to na poziomie, który przykryłby frajdę z oglądania produkcji. Spokojnie mogę stwierdzić, że “Istoty Fantastyczne” mają w sobie to, czego brakuje ostatnim animacjom Pixara i Disneya. Nie widać w tym filmie kalkulowania, specjalnego działania na sentymencie, aby tylko zmaksymalizować zysk. Zamiast tego jest czysta, nieskrępowana zabawa formą. Nie wszystko trafia w punkt, jest nawet sporo niedociągnięć, a główny twist fabularny nie zaskakuje. Jednak ostatecznie wychodzi się z seansu z uśmiechem na ustach, a nawet kilkoma uronionymi łezkami. Właśnie po to powstało kino, aby po obejrzeniu filmu czuć, że coś się zmieniło, przynajmniej na chwilę, w naszym życiu na lepsze. Dlatego jeśli mieliście słaby dzień, to “Istoty Fnatastyczne” będą dobrym lekarstwem.
Nowy film Krasinskiego wygrywa na pewno paletą barwnych postaci. Jestem pewien, że Blue może stać się wkrótce pluszowym hitem wśród dzieci, może nie w Polsce, ale w USA już tak. Każdy z wymyślonych przyjaciół w produkcji ma swoje plusy i minusy, ale nie można im odebrać tego, że zostały zaprojektowane i pomyślane w ciekawy sposób. Zapadają w pamięć, zostają z widzem po seansie. Zdecydowanym moim faworytem jest Blue, który jest tak przerysowany, że aż dobry. To postać tak niewymuszenie zabawna, że bardzo szybko można go polubić. Natomiast sam koncept wymyślonych przyjaciół niesie za sobą w produkcji mocny ładunek humorystyczny. Jest kilka scen z nimi w roli głównej, w których szczerze się uśmiechnąłem. Problem jest w tym, że większość z nich pojawiła się w zwiastunie. Zatem jeśli nie oglądaliście do tej pory zapowiedzi omawianej produkcji, nie sprawdzajcie ich. Podejrzewam również, że o wiele lepiej bawiłbym się na seansie, gdybym obejrzał ją w oryginalnym dubbingu i Blue przemówił do mnie głosem Steve’a Carella. Polska wersja jest niezła, jednak szkoda, że w naszych rodzimych kinach nie pojawiła się alternatywa.
Natomiast jeśli chodzi o “żywych” aktorów to zdecydowanie w produkcji wyróżnia się Cailey Fleming. To kolejna w jej dorobku aktorskim rola warta zapamiętania po Judith z “The Walking Dead”. Fleming wnosi do produkcji sporo uroku, humoru i potrafi w pewnym momencie nieść ciężar historii na swoich barkach. W pełni poradziła sobie z powierzonym jej zadaniem. Dobrze również w swojej kreacji prezentuje się Ryan Reynolds. Praktycznie robi na ekranie to, do czego już przyzwyczaił widzów. Stanowi dobry element komediowy historii. Jednak gdy trzeba przejść na poważniejsze tony, wychodzi mu to nieźle. John Krasinski natomiast, mimo niewielkiego czasu na ekranie, wnosi sporą lekkość do produkcji. Trochę brakuje mi natomiast Fiony Shaw. Jej postać miała zdecydowanie większy potencjał, a tak została gdzieś wrzucona na trzeci plan. Wyjątkiem jest jedna scena z jej udziałem, która autentycznie może wzruszyć.
Podsumowując “Istoty Fantastyczne” to dobry film familijny. Nie jest on pozbawiony wad, czy elementów opartych na znanych schematach. Jednak koniec końców miałem frajdę z oglądania omawianej produkcji. Jestem pewien, że na seansie na pewno kilka razy szczerze się zaśmiejecie, a nawet uronicie kilka łez.