Remigiusz Mróz wydaje kolejne książki z prędkością karabinu maszynowego, ale również z taką samą prędkością powstają kolejne seriale na podstawie jego prozy. Najnowszy z nich to Langer, produkcja SkyShowtime, która bierze na tapet tytułowego milionera-psychopatę. Czytelnicy i widzowie mogli go już poznać w serii o Chyłce, a teraz otrzymał własną produkcję. Miałem okazję obejrzeć cztery z sześciu odcinków i niestety, moja ocena jest daleka od zachwytów. Na pewno serial znajdzie wierne grono odbiorców. Jednak pod względem fabularnym, prowadzenia narracji, pisania dialogów i postaci jest to co najwyżej kryminalny średniak, jakich już wiele dostaliśmy na naszym rynku w ostatnich latach.
Przede wszystkim mam wrażenie, że więcej dowiedziałem się o tytułowej postaci z produkcji o Chyłce niż z serialu, gdzie jest najważniejszym bohaterem. A pragnę przypomnieć, że w projekcie Playera był drugoplanowym złoczyńcą, a czasem nawet trzecioplanowym. Jednak talent Jakuba Gierszała i sposób napisania antagonisty sprawiły, że zaznaczył się mocno w świadomości widzów. W recenzowanej produkcji, a przynajmniej w jej czterech odcinkach, kompletnie nie otrzymałem czegoś, czego nie wiedziałbym o Piotrze Langerze. Żadnych zaskoczeń, wszystko do bólu przewidywalne. Jakub Gierszał dwoi się i troi, aby wyciągnąć postać z przeciętności scenariuszowych i w dużej mierze dzięki jego charyzmie da się przejść przez kolejne odcinki. Nie zmienia to faktu, że po obejrzeniu epizodów, które miałem do dyspozycji, czułem się, jakby scenarzyści zrobili serial o postaci drugoplanowej, ale zapomnieli, że stała się ona pierwszoplanową. Żadnych rozterek czy pogłębienia rysu psychologicznego, a sekwencje, gdy wchodzimy do głowy Langera i widzimy jak wyobraża sobie niektóre zbrodnie, to najgłupsze, co ma do zaoferowania produkcja.
Niestety najgorsze jest to, że fabuła nie przykrywa braków postaci, wręcz jeszcze bardziej je uwypukla. Nasz tytułowy psychopata praktycznie w żadnym z obejrzanym przeze mnie odcinków nie trafia na przeszkodę, która mogłaby sprawić mu problemy. Nawet Nina Pokora, która miała być dla niego zagrożeniem, po prostu nim nie jest. Langer beztrosko przechodzi od morderstwa do morderstwa jak od questu do questu w grze. Jeśli wszystko głównemu czarnemu charakterowi przychodzi tak łatwo, nie ma żadnej rysy na jego planie, to bardzo szybko staje się nudne. Nie pomagają postacie drugoplanowe śledczych, którzy tropią Piotra. Ich głupie, czasem nielogiczne zachowanie czy brak jakiejkolwiek najprostszej dedukcji, są po prostu śmieszne. Nawet Siarka, która jest wyjątkowo cięta na Langera, wydaje się być wręcz apatyczna w swoich działaniach. Jej rola tej przebiegłej pani prokurator ogranicza się właściwie do agresji i ciętych uwag. Nic poza tym.
Jak już jestem przy Siarce, to właściwie większość z postaci w produkcji została albo słabo napisana albo ich wątki są na kiepskim poziomie. Magdalena Boczarska robi co może, aby zrobić z niesamowicie irytującej Siarki coś na kształt ciekawe protagonistki, ale nie za bardzo scenariusz jej na to pozwala. Jakaś iskierka nadziei pojawia się na wysokości czwartego odcinka, ale to za mało. Szkoda również Piotra Adamczyka, który nie ma za bardzo wyciągnąć czegoś zachęcającego z Paderborna, aby widz śledził z uwagą jego poczynania. Wątek dotyczący psychopatycznych zapędów jednej z postaci (o której nie mogę napisać w bezspoilerowej recenzji) na razie jest na poziomie paradokumentów. Jedynie Nina Pokora broni się w produkcji, ponieważ ma jakiś rodzaj interesującej genezy. Jej rozterki i motywacja również prezentują się całkiem nieźle. Jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Bardzo zawiodłem się na Langerze. Nie liczyłem, że to będzie jakiś wybitny thriller, ale miałem nadzieję, że obroni się jako nieźle napisany kryminał. Niestety tak się nie stało. Po czterech odcinkach mogę stwierdzić, że to kiepska historia z niewykorzystanym potencjałem aktorskiej, znakomitej obsady.