Nowokaina zapowiadała się na coś świeżego w kinie akcji już od swojego pierwszego zwiastuna. Trzeba przyznać, że zrobienie głównego bohatera z osoby, która w wyniku pewnej przypadłości nie czuje bólu, było czymś ciekawym. Można bowiem to wykorzystać na wiele świetnych sposobów na ekranie. Koncepcje koncepcjami, ale potem trzeba to dowieźć w historii. Czy w tym wypadku tak się stało? W większości omawianego przypadku tak, choć są miejsca, gdzie wspomniana koncepcja wygląda trochę jak wysilona i przekombinowana. Jednak największy zarzut mam do tego, że najlepsze sceny zostały pokazane tak naprawdę już w pierwszym zwiastunie, co jest minusem. Twórcy mogli jeszcze zachować coś w rękawie. Dlatego jeśli nie chcecie sobie nieco psuć rozrywki, to nie sprawdzajcie materiałów promocyjnych.
Na szczęście trzeba przyznać, że sceny akcji w produkcji to zdecydowanie najmocniejszy punkt recenzowanego filmu. Przede wszystkim są one niezwykle pomysłowe i znakomicie wyglądają w obrazku. Spece od choreografii walk wykonali kawał znakomitej roboty. Jest brutalnie, widowiskowo, ale zarazem zabawnie. Właśnie wspomniany ostatni przymiotnik najbardziej cisnął się na usta w czasie oglądania Nowokainy. Twórcy bardzo sprawnie wykorzystują znane schematy kina akcji, aby zrobić z filmu sprawną czarną komedię. Nie wymyślają koła na nowo z poszczególnymi elementami składowymi, ale całkiem nieźle ogrywają je na ekranie. Dzięki temu produkcja bawi i daje ogromnego kopa widzowi (na szczęście nie dosłownego). Mimo sporej dawki brutalności na ekranie, omawiany akcyjniak daje sporą frajdę z oglądania kolejnych wyczynów głównego bohatera, aby ocalić swoją ukochaną.
A duża w tym zasługa głównej gwiazdy produkcji, Jacka Quaida. W czasie oglądania filmu miałem wrażenie, że oglądam Hughiego z The Boys z lekko zmienioną genezą. Poza tym typ osobowości postaci oraz jego zachowanie bardzo przypominają mi postać z hitu Prime Video. Mam nieodparte wrażeni, że młody Quaid w kolejnych produkcjach gra jakieś powidoki Hughiego. W Towarzyszu lekko mnie to irytowało. Jednak w Nowokainie to pasuje w tak naprawdę każdej scenie z jego udziałem. Został wrzucony w bardzo sztampową historię typu ocal swoją ukochaną, ale na szczęście w zaproponowanej koncepcji w ogóle to nie przeszkadza. Na plus wypada również relacja Quaida z Amber Midthunder, która wciela się w obiekt westchnień głównego bohatera. Wypada ona przekonująco, ale ma również swoje ciekawe, humorystyczne momenty. Dobrze, że twórcy i aktorski duet podeszli do ich więzi w bardzo luźny, lekki sposób.
Problem pojawia się, gdy na tapet bierzemy inne postacie drugoplanowe. Jeśli mamy do czynienia z czarnymi charakterami w produkcji, to wszystkie są bite od sztancy i to bardzo pokracznej. Tak naprawdę antagoniści w omawianym filmie są tylko po to, aby wprowadzić kilka ciekawych, humorystycznych scen akcji i za chwilę o nich zapomnieć. Duet detektywów, który tropi Nate’a oraz jego przyjaciel to również bardzo schematyczne, karykaturalne postacie. Nie wychodzą poza formę, która została im nadana. Mają kilka momentów, ale nie są postaciami, które zapamiętałbym kilka godzin po wyjściu z kina. Raczej stapiają się z innymi podobnymi figurami z różnych projektów.
Nowokaina zdecydowanie nie będzie filmem roku. Ma ona swoje błędy, czasem nawet rażące. Jednak przy tym to przyjemny, lekki akcyjniak, ze świetnymi scenami walki oraz bardzo dobrze zagranym głównym bohaterem. Koniec końców polecam.