Kasper Bajon sprawdził się już jako twórca wciągających kryminałów (Rojst) oraz dramatów katastroficznych (Wielka woda). Tym razem postanowił spróbować sił w gatunkowym misz maszu dotyczącym obcych. Projekt UFO, gdy zobaczyłem pierwszą zapowiedź, jawił się jako coś świeżego i zdecydowanie wartego uwagi na polskim rynku serialowym. Do tego umieszczenie opowieści o kosmitach (chociaż niekoniecznie w tym wypadku to przybysze z kosmosu) na polskiej wsi lat 80. było śmiałym, ale również ryzykownym posunięciem. Po obejrzeniu całego sezonu mogę stwierdzić, że nowy serial Netflixa ma wiele bardzo dobrych momentów, ale również sporo błędów.
Przede wszystkim gdy już zakończyłem ostatni odcinek produkcji miałem nieodparte wrażenie, że zdecydowanie lepiej projekt sprawdziłby się jako film. Bowiem w odcinkowej formie pojawiło się kilka dłużyzn, które psuły radość z oglądania. Chyba właśnie największym problemem nowego serialu Netflixa jest jego tempo. Po pierwszym odcinku powiedziałem sam do siebie, że to będzie coś bardzo dobrego, ponieważ zdążyłem wciągnąć się w historię i losy bohaterów. Niestety już w drugim epizodzie pojawiły się zgrzyty, bo gdzieś narracyjnie serial zaczął siadać, by w finałowym odcinku powrócić na odpowiednie tory. Dlatego uważam, że spokojnie można było zamknąć historię w dwugodzinnym filmie. Wówczas wszystko byłoby o wiele bardziej spójne.
Jednak pod względem fabularnym Projekt UFO jest zdecydowanie czymś świeżym i ciekawym. Znakomicie, że Kasper Bajon nie oparł całej produkcji na sprawie obcych, bo mogłoby to pójść w coś kiczowatego. Stworzył z tego fundament, na którym poruszył szereg innych tematów. Bardzo dobrze w serialu wypada przede wszystkim kwestia wpływu mediów na opinię publiczną i tego, jak łatwo wykreować sytuację, która wzbudzi sensację. Bajon znakomicie opowiada również o traumie i wyparciu dramatycznych wydarzeń, tłumacząc sobie je za pomocą najbardziej pokręconych kryteriów.
Twórca łączy w swojej nowej produkcji wiele gatunków, aż w pewnym momencie ciężko było stwierdzić jakiego rodzaju serial oglądam. Jednak w tym wypadku wychodzi to na plus, ponieważ Bajon sprawie żeni ze sobą komedię (której jest dużo, ale przy tym żaden żart jest niewymuszony), dramat, sci fi oraz nawet miejscami thriller i horror. Do tego świetnie otula to klimatem ubiegłego wieku, ale do tego już zdążył nas przyzwyczaić w swoich poprzednich projektach. W fabule zdarzają się dziury, szczególnie w dosyć przekombinowanym finale. Niektóre wątki były wręcz pokiereszowane błędami. Kilka przeszkadzało w trakcie seansu, w tym wspomniany finał, ale na szczęście nie było tego aż tak dużo.
Aktorsko nowy serial Netflixa to prawdziwe złoto. Piotr Adamczyk i Mateusz Kościukiewicz, którzy przewodzą obsadzie znakomicie wypadają jako dwie strony tej samej monety. Pierwszy jako prowadzący popularny program, Jan Polgar, świetnie sprawdza się jako karierowicz i sceptyk, który jednak w głębi serca pragnie w coś uwierzyć. Drugi, trochę wycofany, świetnie wszedł w buty ekscentrycznego ufologa, Zbyszka Sokolika. Chociaż o wiele bardziej przypadł mi do gustu wątek tego pierwszego, jego chęci powrócenia do łask. Maja Ostaszewska i Adam Woronowicz w rolach nieoczywistych czarnych charakterów produkcji to klasa sama dla siebie. Pierwsza wypada świetnie jak femme fatale i manipulatorka, która do celu idzie po trupach. Drugi znakomicie łączy dramat i komedię w swojej kreacji sekretarza. Na drugim planie bardzo dobrze wypada również Marianna Zydek w roli Lenty, żony Polgara, której zadziorny charakter świetnie sprawdza się w wielu scenach. Szkoda, że Janusz Chabior nie otrzymał więcej czasu na ekranie, ale nie można mieć wszystkiego.
Projekt UFO to serial, który nie ustrzegł się błędów. Jednak w tym szaleństwie była jakaś metoda i to zdecydowanie ciekawa pozycja na serialowej mapie Polski ze znakomitymi kreacjami aktorskimi.