Nie od dzisiaj wiadomo, że MCU w przeciągu ostatnich kilku lat ma problem z utrzymaniem jakości swoich produkcji, czy to filmowych, czy serialowych. Gdy ogłoszono serial “To wszystko Agatha” nie byłem sceptyczny, ale uważałem, że jest to produkcja kompletnie niepotrzebna i kolejny przykład dojenia do cna uniwersum. Miałem do dyspozycji cztery pierwsze odcinki produkcji i śmiało mogę stwierdzić po ich obejrzeniu, że nowy serial MCU ma swoje blaski i cienie. Na szczęście tych pierwszych jest troszkę więcej. Przede wszystkim cieszy mnie to, że produkcja w zalewie innych projektów Kinowego Uniwersum Marvela potrafi zachować swoją autonomiczność. Oglądając odcinki “To wszystko Agatha” zapomniałem, że patrzę na kolejną produkcję MCU. W momencie, gdzie praktycznie większość filmów i seriali Marvela to tylko puzzle, będące częścią większej całości, takie doświadczenie było wręcz oczyszczające.
Jednak tam gdzie mamy do czynienia z czymś świeżym w obrębie MCU, nie otrzymałem czegoś świeżego w obrębie gatunku. Fabuła póki co jest raczej sztampowa, nie ma w niej nic zaskakującego. Jest kilka pojedynczych wątków, wokół których utrzymywana jest aura tajemnicy. Chodzi mi między innymi o to, kim tak naprawdę jest postać grana przez Joe Locke’a. Jednak pojawia się pytanie, czy jeśli wspomniana tajemnica zostanie odkryta, to czy nadal będzie to atrakcyjne dla widza? Bowiem granie atmosferą tajemnicy jest bardzo wygodnym środkiem dla twórców, ale trzeba potrafić to odpowiednio ograć, gdy zasłona zagadki już spadnie. Omawiane odcinki przynoszą kilka ciekawych momentów i rozwiązań fabularnych. Jednak nie ma ani chwili, gdzie mógłbym powiedzieć “wow, co to się wydarzyło na ekranie?”. Po prostu prowadzona poprawnie historia od punktu A do punktu B.
Myślałem, że twórcy pójdą bardziej w paranormalny horror, co sugerowały zwiastuny produkcji. Jednak w tym momencie serialowi bliżej do produkcji “Chilling Adventures of Sabrina” (i to chyba najlepsze w tym momencie porównanie, jeśli chodzi o klimat) niż do rodzaju rasowego horroru, który epatowałby grozą. “To wszystko Agatha” raczej po pierwszych trzech odcinkach przypomina mi zatem młodzieżową produkcję grozy, czyli trochę straszymy, ale nie tak, aby wystraszyć widza. Natomiast plus ode mnie za to, że twórcy potrafią żonglować różnymi gatunkami. Dostajemy sporo komedii, lekką dawkę horroru, ale również trochę musicalu oraz kryminału. To wszystko brzmi jak źle zszyty Potwór Frankensteina, ale uwierzcie mi, koniec końców na ekranie to dziwne połączenie działa. Może kilka razy narracyjnie nowa produkcja MCU doznaje wykolejenia, ale ostatecznie nie napisałbym, że historia i jej prowadzenie odrzuca mnie od ekranu.
Natomiast produkcja wygrywa w pełni pod względem aktorskim. Kathryn Hahn jest znakomita w roli tytułowej czarownicy. Aktorka potrafi wycisnąć wszystkie soki ze swojej postaci. Bardzo dobrze sprawdza się zarówno w komediowej odsłonie Agathy, jak i tej bardziej emocjonalnej i dramatycznej. Na słowa uznania zasługuje również Aubrey Plaza jako Rio (chociaż aktorka zapewnia, że to nie jest prawdziwa tożsamość jej postaci). W omawianych odcinkach dostaje mało czasu ekranowego, ale potrafi go wykorzystać w taki sposób, że zapamiętuje się jej kreację. W omawianych odcinkach sprawdza się również cała drużyna tytułowej czarownicy, którą zbiera Agatha na przestrzeni epizodów. Sekwencje, w których razem kombinują, aby rozwiązać jakiś problem, prezentują się bardzo dobrze. Całkiem sprawnie twórcy podkładają elementy historii poszczególnych postaci. Dlatego łatwiej jest się z nimi utożsamić widzowi i podążać razem z nimi przez fabułę.
“To wszystko Agatha” to serial, który na pewno jak na razie nie znajdzie się w części niewypałów MCU. Produkcja ma swoje problemy, ale jest w niej sporo ciekawych elementów, które potrafią zaangażować.