W 2. sezonie twórcy Wednesday postanowili podzielić historię na dwie części, zostawiając nas z mocnym cliffhangerem po czwartym odcinku. Oczywiście umówmy się, widz nie jest głupi i wiadomo było, że tytułowej bohaterce nie może się nic złego stać. Jednak zawsze to jakiś punkt budowania napięcia przed dalszymi wydarzeniami. W decyzji o podziale 2. sezonu widzę zatem pewien sens i pomysł, ponieważ w drugiej turze odcinków widać zmianę tonacji. Jednak osobiście uważam, że spokojnie można było nam podać całość od razu. Nie zmienia to faktu, że druga część bardzo dobrze broni się samemu i w ogromnej mierze decyduje o tym, że sezon jako całość jest bardziej niż udany.
W mojej recenzji pierwszych czterech epizodów 2. sezonu pisałem, że brakuje mi postaci Enid, która gdzieś zniknęła w trakcie i po części została zastąpiona dziwną, ale wzbudzającą sympatię Agnes. Na szczęście druga część odsłony powraca na odpowiednie tory z bohaterką i jej relacją z Wednesday. Szczególnie szósty odcinek znakomicie pokazuje jak bohaterki mocno rezonują ze sobą i obydwie fantastycznie się uzupełniają. Zresztą wspomniany epizod to również prawdziwy popis aktorskich umiejętności Jenny Ortegi i Emmy Myers, które musiały podejść do swoich postaci z zupełnie innej perspektywy. Ponadto Enid dostaje ciekawy, własny wątek poboczny związany z jej naturą wilkołaka i rozwojem umiejętności. Jeśli zatem polubiliście Enid w 1. sezonie i brakowało wam jej w nowych odcinkach, to druga część nowej odsłony w pełni to naprawia.
Sama główna intryga, w którą zostaje wciągnięta tytułowa bohaterka, jest dobrze nakreślona i poprowadzona, choć musiałbym skłamać, gdybym napisał, że jest w niej coś wyjątkowego. Jednak jest kilka twistów, szczególnie ten z finałowego odcinka, które sprawiają, że działa. Poza tym energia i klimat jej podania oraz sposób ogrania przez pryzmat poszczególnych postaci sprawia, że chciałem włączyć kolejny odcinek, aby dowiedzieć się kim jest ta postać, albo po co temu antagoniście ten bohater. A skoro już zacząłem pisać o złoczyńcach, to dostajemy ich w drugiej części kilku i każdy z nich sprawdza się dobrze. Nie mogę o nich za wiele napisać, aby nie spoilerować, ale powiązanie ich z pewnym kultem oraz w drugim przypadku zrobienie czegoś na modłę Doktora Frankensteina doskonale wpasowało się w ogólną aurę serialu.
Tradycji musi stać się zadość, więc po prostu napiszę, że Jenna Ortega cały czas jest doskonała w roli Wednesday i w intrygujący sposób jej bohaterka ewoluuje na przestrzeni kolejnych odcinków. Po raz kolejny świetnie miesza maskę braku empatii i mrocznej, makabrycznej aury wokół siebie ze skrywanymi głęboko pokładami uczuć do najbliższych. Tak właściwie mógłbym tego nie pisać, a i tak wiedzielibyście, że Ortega rozwaliła system jako Wednesday.
Bardzo podobało mi się jak w kolejnych odcinkach rozwinęła się postać Agnes. Twórcy poszli w drugiej połowie w pewnym momencie w emocjonalną stronę z bohaterką, przez co nabrała głębi. To zadziałało i jest ona znakomitym dodatkiem do barwnej załogi z serialu. Ze zwiastuna mogliście się już dowiedzieć, że powróciła Gwendoline Christie. Jej rola wypadła bardzo dobrze, szczególnie, że twórcy postanowili wejść na inny poziom z relacją Weems i tytułowej bohaterki. Pewnie zastanawiacie się jak wypadła Lady Gaga w serialu i spieszę z wyjaśnieniem. Jej kreacja jest raczej w kategorii cameo, choć ma swoje walory artystyczne. Jednak to za mało, żeby rozpisywać się o świetnym występie.
Druga część 2. sezonu Wednesday to bardzo dobre zamknięcie udanej odsłony. Dostałem wszystko to, czego oczekiwałem, podlane sosem makabry, groteski i czarnego humoru. Do tego ustawiono już pionki pod kolejny sezon, co zapowiada się naprawdę zacnie.