Wzgórze psów – Książka była lepsza [RECENZJA]

Wzgórze psów, czyli nowy serial na podstawie powieści Jakuba Żulczyka, doczekał się premiery na platformie Netflix. Oceniam produkcję.

Wzgórze psów
fot. Robert Palka

Jakub Żulczyk do tej pory miał bardzo dobrą passę, jeśli chodzi o ekranizacje własnych powieści. Zarówno Ślepnąc od świateł, jak i Informacja zwrotna trzymały poziom i zyskały spore grono fanów. Teraz przyszedł czas na Wzgórze psów, najdłuższą jak do tej pory powieść pisarza, która łączy w sobie thriller z dramatem rodzinnym i wiwisekcją małomiasteczkowej społeczności. Ten misz masz to idealny materiał na to, aby zrobić serial wybitny, który będzie niósł za sobą uniwersalny przekaz i spodoba się ogromnej liczbie widzów. Sam jestem wielkim fanem literackiego oryginału i po obejrzeniu całego sezonu mogę stwierdzić, że książka była o wiele lepsza. Zwykle trzymam się tego, że traktuje serialowe adaptacje powieści jako odrębny byt. Jednak w wypadku Wzgórza psów nie będę mógł uciec od pewnych porównań do oryginału, ponieważ uważam, że książka jest doskonałym materiałem do przeniesienia na inne medium bez praktycznie żadnych zmian.

Dlatego nie za bardzo mogę zrozumieć, po co były wprowadzane niektóre przekształcenia względem oryginału. Szczególnie, że w przypadku omawianej produkcji zadziałały dla niej na niekorzyść. Na zmianach cierpią przede wszystkim niektóre postacie i relacje między nimi. Szkoda, że Grzesiek, brat Mikołaja, nie otrzymał własnego wątku pobocznego, jak to było w książce. Przez to w serialu jest on bardzo płaską postacią, kompletnie ginie gdzieś w tle. To samo tyczy się Kaśki, której relacja z Mikołajem, nie wiedzieć czemu, w ogóle nie została rozwinięta w produkcji Netflixa. Przez to ich wątek idzie w kierunku, który absolutnie mnie nie przekonał. Finał produkcji i cała konkluzja historii opowiadanej w serialu jest o wiele słabsza niż w powieści. Jest takie powiedzenie “zwycięskiego składu się nie zmienia”. Dlatego bardzo dziwnym zabiegiem była zmiana zakończenia, które świetnie pasuje również do medium serialowego, na takie, z którym zapewne wielu widzów będzie miało problem. Rozumiem, że twórcy chcieli postawić na znacznie mroczniejsze zwieńczenie opowieści. Lubię takie przypadki, jednak w tym konkretnym projekcie pasuje ono jak pięść do nosa.

Zagadka kryminalna, którą otrzymujemy w produkcji została poprowadzona sprawnie. Nawet jeśli przeczytaliście książkę możecie dobrze bawić się odkrywając kolejne elementy układanki, które zmierzają do nieźle zaprezentowanego rozwiązania. Przede wszystkim udało się twórcom utrzymać emocjonalny ładunek wydarzeń. Jednak tak naprawdę zagadka kryminalna to tylko tło dla ważniejszych rzeczy w produkcji, a te działają świetnie. Chodzi mi o zaprezentowanie bardzo dusznej atmosfery małomiasteczkowej społeczności oraz toksycznej relacji ojciec-syn. W pierwszym przypadku twórcy, w tym autor literackiego oryginału, Jakub Żulczyk, doskonale oddali duszność mikroskopijnego wycinka Polski, w którym kotłują się zależności, układy, każdy wie o wszystkim, żadna tajemnica długo się nie utrzyma. Z ekranu aż czuje się klaustrofobiczną aurę, która otacza, wręcz zaciska pętle na szyi głównych bohaterów. W przypadku relacji Mikołaja i Grześka z ich ojcem, Tomkiem, to zdecydowanie najsilniejszy punkt produkcji. Aktorskiemu trio udało się przekazać w subtelny sposób wszelkie rysy, emocjonalne pęknięcia, które bolą główne postacie pod skórą. Bardzo dobrze obserwowało się, jak na ekranie zaprezentowany został gęsty niczym smoła, trujący jak jad, wielopłaszczyznowy, rodzinny spór.

Nie byłoby to możliwe, gdyby nie dobry dobór aktorskiego składu. Jednak w przypadku omawianego serialu jest nierówno, jeśli chodzi o kreacje na ekranie. Robert Więckiewicz wypada znakomicie w roli Tomasza, ojca rodu i całego Zyborka. W odpowiednich proporcjach jest groźny i mroczny na ekranie, a gdy trzeba włącza swój szelmowski uśmiech i staje się troskliwym opiekunem i liderem miasteczka. Bardzo dobrze wywarzony występ. Natomiast Mateusz Kościukiewicz, mimo wszelkich starań, w większości dobrze wypada na ekranie, gdy występuje w kontrze do Roberta Więckiewicza. Natomiast w przypadku jego solowego wątku nie miałem poczucia, że Mikołaj jest w wypadku serialu postacią, za którą chcę podążać. Świetnie wypada Jaśmina Polak w roli Justyny. Jest mocna, ale w taki subtelny sposób, nie szarżuje na ekranie. Dlatego koniec końców jej kreacja wypada przekonująco i chce się iść za jej postacią. Jak już wcześniej wspominałem Wojciech Zieliński w roli Grześka to zdecydowanie niewykorzystany potencjał. Na plus zaliczyłbym jeszcze Kamilę Urzędowską, która całkiem nieźle prezentuje się, jako rodzaj głosu, niekoniecznie rozsądku, który mocno wpływa na Mikołaja.

Wzgórze psów mogło być serialem wybitnym. Niestety koniec końców jest tylko niezłym. Gdzieś bowiem clue całej opowieści ginie w trakcie seansu pod kilkoma chybionymi decyzjami, głównie w warstwie narracyjnej.

Ocena:
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych