Wojownicze Żółwie Ninja na przestrzeni lat otrzymali już wiele ekranowych interpretacji. Najnowsza z nich, nosząca podtytuł “Zmutowany chaos”, to kolejne podejście do przygód tytułowych bohaterów. Dostajemy zatem czwórkę naszych zmutowanych przyjaciół, którzy piętnaście lat wcześniej zostali zainfekowani tak zwanym “szlamem”. Teraz żyją w kanałach Nowego Jorku. Jednak pragną, aby ludzie ich pokochali. Dlatego nie zważając na swój zdrowy rozsądek postanawiają powstrzymać gang Supermuchy, który terroryzuje ich miasto.
Film nie wygrywa swoją fabułą. Jak patrzeć na omawianą produkcję tylko pod względem intrygi, to jest ona bardzo sztampowa. Tak naprawdę w ostatnich latach widzieliśmy kilkanaście filmów, które powielają schemat zastosowany w “Zmutowanym chaosie”. I nie ma co się doszukiwać w produkcji oryginalnej historii, która miałaby na celu zaskoczyć widza i sprawić, że zbierałby szczękę z podłogi. Zamiast tego dostajemy poprowadzoną sprawnie opowieść, która dobrze wykorzystuje motyw historii o dojrzewaniu, przekładając go na superbohaterską opowieść. Twórcy bardzo dobrze pokazują, że ich główne postacie nie są herosami, tylko zwykłymi dzieciakami, które pragną akceptacji środowiska, w którym żyją. Pięknie ich historia zostaje opleciona w sporą dawkę humoru, a nawet są miejsca w produkcji, gdzie szczerze się wzruszyłem. Dlatego “Zmutowany chaos” to ciekawa fuzja sztampowej genezy ekranowych herosów z interesującą młodzieżową komedią, pokazującą dojrzewanie głównych postaci.
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos plakat
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos plakat
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos plakat
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos plakat
fot. Paramount Pictures
Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos plakat
fot. Paramount Pictures
Pokazanie wspomnianego procesu nie byłoby możliwe, gdyby nie interesujące, angażujące postacie, które widzimy na ekranie. Tak naprawdę Wojownicze Żółwie Ninja od początku swojego istnienia w popkulturze byli zbudowani na charakterologicznych schematach. Zatem mieliśmy lidera, bad boya, mózgowca i wyluzowanego wesołka. Zbitka trochę jak z castingu do boysbandu, ale działała. I muszę szczerze przyznać, że nadal to działa. Mimo że bohaterowie są zbudowani na sztampowym fundamencie, to są postaciami bardzo złożonymi i interesującymi dla widza. Jednak zdecydowanie najlepiej na ekranie działają w kolektywie, gdy widać relacje między poszczególnymi członkami grupy. Bardzo dobrze ogląda się, jak nasi bohaterowie żartują między sobą, kłócą się czy po prostu gadają ze sobą szczerze od serca. Nie są to jakieś dialogi, które chwyciły mnie mocno za gardło. Najlepiej sprawdzają się te, gdy czuć w relacji między naszymi żółwiami sporą dawkę luzu. Te momenty działają najlepiej w całym filmie.
Sama produkcja to prawdziwa kopalnia easter eggów dla fana popkultury. Nie są one jednak użyte chamsko, tak, aby po prostu były, jak to się zdarza w wielu produkcjach. W wypadku omawianej animacji stanowią one bardzo dobrze wykorzystany element humorystyczny w danej scenie, a czasem stają się integralną częścią sekwencji. Za to chwała twórcom, że nie próbowali zrobić ze swojego filmu worka na przypadkowe nawiązania, tylko pamiętali, aby był to element, który wspiera fabuła, ale nie przeszkadza w jej odbiorze. Punkt ode mnie dla osób odpowiedzialnych za projekt za to, że easter eggi, których używają w animacji spodobają się fanom bardzo odmiennych sfer popkultury. Bowiem coś dla siebie znajdą zarówno fani anime, MCU, gier wideo, a nawet k-popu. “Zmutowany chaos” to prawdziwy, popkulturowy kociołek, jednak taki, z którego wychodzi coś smacznego.
“Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos” to bardzo dobry film dla całej rodziny. Mimo że nie otrzymujemy zbytnio oryginalnej fabuły, to bohaterowie, których obserwujemy na ekranie i humor w pełni to rekompensują. Polecam.