“Duchy w Wenecji” to kryminał, który tak naprawdę klasycznym kryminałem nie jest. A wszystko przez dodanie do opowieści elementu horroru, który stanowi mocny fundament dla ekranowych wydarzeń. Tym razem ikona popkultury, detektyw Herkules Poirot, musi, cytując internetowych coachów, wyjść ze swojej strefy komfortu. Pełen sceptycyzmu zostaje wciągnięty przez swoją przyjaciółkę na seans spirytystyczny. W trakcie spotkania oprócz rozmów z duchami i innych nadnaturalnych zjawisk, zdarza się jak najbardziej pozbawione pierwiastka paranormalnego morderstwo. Poirot postanawia zatem wejść w swój znajomy tryb śledczy i wytropić mordercę wśród gości zebranych na seansie. A podejrzani to prawdziwa galeria dziwnych osobowości podsycanych traumą.
Byłem bardzo ciekaw jak w filmie zostanie wykorzystany element horroru, którym szumnie zapowiadana była produkcja. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że kryminał i groza mogą tak dobrze wspólnie działać na ekranie. Najważniejsze w filmie jest to, że twórcy zadbali, aby żaden z gatunków nie przykrył drugiego. Wszystko zostało naprawdę dobrze wyważone. W żadnym momencie nie poczułem, że Kenneth Branagh, który jest gwiazdą i reżyserem produkcji, przechyla szalę zwycięstwa na konkretną tonację opowieści. Mimo, że na płaszczyźnie narracyjnej horror i kryminał mogą wydawać się podobnymi gatunkami, ze względu na operowanie suspensem, nic bardziej mylnego. Trzeba wyczucia, aby pogodzić je razem w jednej historii. I Branagh potrafił to zrobić, tworząc bardzo mroczny, ale również wciągający i trzymający w napięciu koktajl, który potrafi utrzymać widza przed ekranem do samego finału.
Duchy w Wenecji
fot. 20th Century Studios
Duchy w Wenecji
fot. 20th Century Studios
Duchy w Wenecji
fot. 20th Century Studios
Duchy w Wenecji
fot. 20th Century Studios
Duchy w Wenecji
fot. 20th Century Studios
Pomijając zabawę gatunkową, sama zagadka kryminalna zastosowana w produkcji nie należy do tych najbardziej oryginalnych. Bo gdy już usunąć cały paranormalny pierwiastek z produkcji, to otrzymujemy całkiem zwyczajną i miejscami mocno przewidywalną intrygę. Chociaż nie ukrywam zdarzyło się kilka momentów, w których musiałem zastanowić się nad rozwiązaniem. Jednak były one oplecione w wspomniany element nadnaturalny. A to tylko potwierdza, że siła omawianej produkcji drzemie w tym, jak dwie zupełnie różne tonacje gatunkowe współgrają ze sobą. Gdyby odjąć jeden z elementów, drugi popada w sztampowość i to miejscami bolesną dla oczu. Bez kryminału mamy bardzo nudny horror, a bez horroru słabą intrygę, w której bez większych problemów możemy domyślić się, kto zabił. Dlatego, jeśli miałbym stwierdzić, czy “Duchy w Wenecji” bronią się jako klasyczny kryminał, to odpowiedź jest bardzo prosta – nie. Jeśli o to chodzi, to omawiana produkcja jest średniakiem. Natomiast sprawdza się jako całkiem zgrabna gatunkowa fuzja, w której otoczka złożona z różnych koncepcji pozytywnie wpływa na odbiór głównej intrygi.
Kenneth Branagh bardzo dobrze zna już świat Herkulesa Poirot, zarówno ze strony aktorskiej, jak i realizacyjnej. I to widać w nowym filmie o bohaterze. Podejrzewam, że Branagh mógłby obudzony w środku nocy, z biegu wcielić się w postać Poirota, bez większego przygotowania. I rzeczywiście aktor dzieli i rządzi na ekranie. Bardzo dobrze potrafi oddać sceptycyzm swojego bohatera. Muszę przyznać, że taka wersja Poirota, jako zmęczonego swoją karierą detektywa, naprawdę świetnie prezentuje się właśnie w omawianej historii. Branagh-reżyser sprawnie kontrastuje zimną dedukcję postaci, w którą się wciela, ze światem wierzeń i zabobonów, który wydaje się całkowicie obcy i nieprzystępny dla legendarnego detektywa. To daje znakomity efekt i choćby dla niego warto sprawdzić nową przygodę Poirota.
Jednak tam, gdzie sprawdza się główny bohater, mam pewien niedosyt związany z resztą obsady. Przede wszystkim trochę boli mnie w jaki sposób nie wykorzystano potencjału kilku osób z pełnej głośnych nazwisk aktorskiej ekipy. Najbardziej widocznym przykładem jest Michelle Yeoh, której talent jest zauważalny w kilku scenach, jednak to za mało, aby stwierdzić, że aktorka mogła w pełni zaprezentować się w filmie z jak najlepszej strony. To samo tyczy się Jamiego Dornana. W tym wypadku jednak sama postać, w którą się wciela, nie miała za wiele do zaoferowania. Szkoda, że większość bohaterów stanowi raczej tło dla Poirota. Chociaż zdarzają się wyjątki w postaci Tiny Fey i co ciekawe, młodziutkiego Jude’a Hilla. Oni wnoszą powiew świeżości i stanowią interesującą przeciwwagę dla genialnego detektywa.
“Duchy w Wenecji” to film, który ma sporo błędów lub niewykorzystanych szans. Jednak przy tym wszystkim stanowi dobrą fuzję gatunkową, z fantastyczną kreacją Kennetha Branagha w roli Herkulesa Poirota.