Gen V: sezon 1, odcinki 1-3 – recenzja

Gen V to spin-off kultowego już serialu Amazona The Boys. Oceniam pierwsze odcinki produkcji bez spoilerów.

Gen V
fot. Amazon

Od razu zacznę od tego, że nie czekałem za bardzo na “Gen V”. W moim przypadku to dziwne, bo uwielbiam “The Boys”. Jednak chyba mój sceptycyzm wziął się z tego, że wiele platform streamingowych i wytwórni filmowych pragnie budować całe uniwersum wokół swoich znanych marek, niestety często z marnym skutkiem. No i dlatego do premiery omawianej produkcji podchodziłem z pewnym dystansem. Na szczęście szybko okazało się, że twórcy nowej produkcji Amazona potrafili wciągnąć mnie do historii w takim stopniu, że nawet nie zauważyłem, kiedy minęły mi pierwsze trzy odcinki. Bo “Gen V” to serial w pełni przemyślany, który na dobrą sprawę może spodobać się nie tylko fanom oryginału, ale po prostu wielbicielom dobrych, znakomicie napisanych opowieści.

Sam punkt wyjścia sprawdza się w produkcji fantastycznie. Mamy zatem Godolkin University, uczelnię, na której szkolą się przyszli herosi. Do przybytku trafia Marie, nowa uczennica, piękna i ambitna, ale przy tym zamknięta w sobie jak wystraszony żółw. Nasza bohaterka próbuje przystosować się do życia na kampusie, jednak w jej przypadku nie jest to wcale takie łatwe. Szansą na zmianę swojego statusu staje się pewien incydent na uczelni. Marie szybko zostaje wepchnięta w blask reflektorów. Jednak równie szybko okazuje się, że cała sytuacja ma nie tylko swoją kolorową stronę, ale jest w niej wiele mroku.

Wyżej wspomniałem o Marie. Jednak “Gen V” właśnie postaciami stoi. Nie tylko nasza bohaterka wiedzie prym w produkcji, bo tak naprawdę każda z ważniejszych postaci dostaje ciekawy wątek solowy, związany między innymi ze swoim pochodzeniem czy szukaniem własnej tożsamości. Nowa produkcja Amazona to przede wszystkim znakomicie napisana historia inicjacyjna, opleciona w superbohaterską otoczkę. Scenarzyści doskonale nakreślili wszystkich bohaterów, relacje między nimi i rozterki, które męczą każdą z postaci. Przez to przez pierwsze trzy odcinki praktycznie nie czułem jakbym oglądał historię o uniwersytecie ludzi z mocami, którzy mogą zmieść całą armię z powierzchni ziemi. Bardzo dobrze fabuła jest przekazana za pomocą postaci takich jak wspomniana Marie, Andre, Emma, Jordan Li czy Luke. Bohaterowie potrafią wciągnąć widza w swój świat i dzięki temu dałem się pochłonąć opowieści.

Dostajemy w serialu naprawdę dobrze napisany wątek główny, ale to właśnie poboczne historie poszczególnych młodych supków są siłą napędową produkcji Amazona. W “The Boys” piękne było to, że pod płaszczem makabrycznej, bardzo sprośnej i niepoprawnej politycznie opowieści o walce ludzi z pozbawionymi kontroli herosami, krył się również znakomity komentarz społeczny, dotyczący między innymi manipulacji mediów czy przemocy seksualnej. I dobrze, że twórcy “Gen V” o tym nie zapomnieli i w nowym serialu otrzymujemy szereg trudnych tematów, często podanych w bardzo mroczny sposób. Ale dzięki konwencji, którą już znamy z “The Boys” wiele tematów, takich jak kłopoty psychiczne młodych ludzi, poszukiwanie akceptacji czy internetowy hejt, mogą w pełni wybrzmieć, nie zakrawając mocno o umartwianie się. Na wszystko jest miejsce, każdy z poszczególnych wątków jest podany w punkt i perfekcyjnie zbalansowany z innymi elementami historii. No po prostu scenopisarska klasa pełną gębą.

Tak jak w produkcji-matce, w “Gen V” jest równie makabrycznie i brutalnie. I w tym wypadku również moje słowa uznania dla bardzo kreatywnych, ale przy tym również mocno (ale pozytywnie) pojechanych umysłów ekipy scenopisarskiej. Myślałem, że w “The Boys” pomysłowość twórców przeszła wszelkie granice. Jednak “Gen V” pokazuje, że w żadnym wypadku nie ustępuje oryginałowi, a w wielu momentach nawet go przebija, jak w pewnej, pokazanej na ekranie scenie seksu. I oczywiście zaznaczam, że jest to ogromny plus dla produkcji, ponieważ twórcy nie boją się zaszaleć, ale przy tym nie przekraczają granic tylko dla samego szokowania. Każda, nawet najbardziej sprośna sekwencja, do czegoś prowadzi, stanowi przytyk dla komentarza społecznego lub może wyjaśniać pewne rozterki danego bohatera lub bohaterki. Gdybym miał czapkę na głowie, to właśnie teraz mógłbym ją ściągnąć i nisko się ukłonić przed scenarzystami.

“Gen V” to serial, którego nie wiedziałem, że potrzebuje. Znakomicie napisany i zagrany, który zapowiada się na coś równie dobrego, co “The Boys”, ale nawet ma potencjał na coś lepszego.

Rating
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych