“Detektyw” przez lata swojego bytu w HBO miał zarówno wzloty (znakomity 1. sezon), jak i upadki (średni 2. sezon). Tym razem za sterami całej, czwartej odsłony stanęła Issa Lopez, która jest główną scenarzystką i reżyserką projektu. Twórczyni postanowiła przenieść akcję na daleką Alaskę. Tam dwójka policjantek, twarde i nieustępliwe Liz Danvers i Evangeline Navarro, prowadzą śledztwo w sprawie zaginięcia ośmiu naukowców. Szybko okazuje się, że sprawa połączona jest z morderstwem sprzed lat. Bohaterki będą musiały zagłębić się nie tylko w trudne śledztwo, ale również w mrok własnych umysłów.
Po pierwsze muszę pochwalić intrygę, wokół której toczy się akcja serialu. Została ona naprawdę dobrze napisana. Główna oś fabuły w serialach kryminalnych przede wszystkim musi być wciągająca. Widz musi pragnąć sięgnąć po kolejny odcinek, żeby dowiedzieć się, jaka tajemnica stoi za zagadką. No i w tym wypadku Issa Lopez stanęła na wysokości zadania. Stworzyła historię, którą chce się śledzić, z ciekawymi zwrotami akcji, bardzo dobrze stopniowanym napięciem i przede wszystkim zaskakującym, niejednoznacznym moralnie zakończeniem. Może nie jest to jeszcze poziom 1. sezonu, ale chyba najnowszą odsłonę umieszczę tuż za nim. Najważniejsze w omawianej produkcji jest to, że gdy zagadka kryminalna wydaje się wchodzić w sztampowe, proste rejony, Lopez stosuje interesujący twist, który zmienia perspektywę widzenia odbiorcy. Za to ode mnie spore słowa uznania.
Natomiast nie jestem fanem wstawiania do historii kryminalnych elementów paranormalnych. Wówczas niektóre tropy nie wiadomo jak dostają się w ręce głównych bohaterów, a pewne sprawy po prostu są tłumaczone działaniem niewyjaśnionych sił. To za bardzo trąci pójściem na łatwiznę i niestety w nowym sezonie “Detektywa” zdarzają się takie momenty. Dobrze, że intryga miejscami idzie w kierunku horroru, bo to daje świeże podejście do tematu kryminału. Jednak spokojnie można było oddać grozę całej sprawy bez przedstawiania na ekranie paranormalnej strony historii. Lopez mogła zagrać kartą tajemnicy, utrzymywać atmosferę mroku, podbijać ją miejską legendą. Szkoda, że nie pozostała przy subtelniejszych elementach narracyjnych.
W “Detektywie” zawsze oprócz samej zagadki kryminalnej ważna była warstwa ludzka. I tak jest w przypadku 4. sezonu. Bardzo podoba mi się, że w pewnym momencie serial zamienia się w naprawdę dobrze napisany dramat społeczny. Lopez ze swoim głównym duetem Jodie Foster-Kali Reis, bardzo mocno wchodzi w psychologiczną sferę dwóch policjantek. Obydwie aktorki fantastycznie pokazują na ekranie, że ich postacie są nie tylko skutecznymi śledczymi, ale również przede wszystkim ludźmi, z szerokim zestawem wad. Główne bohaterki bardzo dobrze wykorzystano jako swoiste przewodniczki po całym zestawie problemów społecznych, od konfliktu na tle rasowym, przez kłopoty rodzinne, na temacie zdrowia psychicznego kończąc. Ennis, w którym dzieje się akcja 4. sezonu staje się przez to znakomicie wykreowaną mikrokomórką społeczną, w której jak na dłoni widać bolączki dręczące mieszkańców.
Ale powróćmy do głównych bohaterek, bo są one naprawdę dobrze zagrane. Foster i Reis weszły w buty swoich postaci i bardzo sprawnie się w nich poruszały. Jednak nie ukrywam, że moją faworytką jest Navarro, w którą wciela się druga z aktorek. Przede wszystkim ma ciekawszy wątek poboczny dotyczący swojej osobistej traumy. Dlatego chyba łatwiej było mi jej od początku kibicować. Natomiast w przypadku Foster nic nie można jej odebrać, jeśli chodzi o kreację aktorską. Po prostu chyba już na etapie scenariusza jej postać została tak napisana, aby widz trochę mniej ją lubił. Na uwagę zasługuje również Finn Bennett w roli Petera. Przede wszystkim nieźle napisano jego wątek dotyczący relacji z ojcem i dobrze ogląda się jego przemianę, jaka następuje na przestrzeni całego sezonu.
“Detektyw: Kraina nocy” to zdecydowanie udany powrót tego uznanego serialu. Ciekawa intryga, bardzo dobrze napisane bohaterki i do tego aura, przywodząca na myśl mroczne, skandynawskie produkcje pokroju “Mostu nad Sundem”. Polecam.