Elio miało trudne zadanie. Ostatnie animacje ze stajni Disneya/Pixara oparte na oryginalnych pomysłach, takie jak Życzenie czy Dziwny świat, nie były wielkimi sukcesami komercyjnymi czy artystycznymi. Dlatego do nowego projektu od studia Myszki Miki podchodziłem z pewnym dystansem. Chociaż nie ukrywam, że zwiastuny pokazały, że może to być coś ciekawego, zarówno pod względem tematycznym, jak i samego głównego bohatera. Ale wiadomo jak to bywa z trailerami, które pokazują najlepsze z filmu w dwie minuty. Jednak koniec końców po wyjściu z seansu mogę stwierdzić, że omawiana produkcja znajdzie się w części tabelki z tymi dobrymi animacjami Disneya, choć nie wybitnymi.
Bo taka jest ta animacja. Podobnie jak tytułowy bohater niczym się nie wyróżnia, ale ma elementy i momenty, które wynoszą ją wysoko ponad przeciętność. Sama produkcja to bardzo ciekawy list miłosny do gatunku sci fi, ale raczej z tego ejtisowego okresu, który uwielbiam. Fani produkcji Spielberga znajdą tu coś dla siebie. Wielbiciele Ostatniego gwiezdnego wojownika będą się dobrze bawić (ba, nawet jeden wątek wydaje się być żywcem wyciągnięty z tego filmu). Nawet kinomaniacy gustujący w bardziej horrorowej odmianę sci fi rodem z Coś lub Obcego dostaną kilka scen, które są puszczeniem oka w ich stronę. Elio może na początku wydawać się produkcją ulepioną z elementów lepszych widowisk, ale koniec końców zachowuje swoją autonomię i pazur. Jeśli miałbym oglądać więcej takich laurek dla historii gatunku sci fi w kinie, to bardzo proszę, już szykuje kasę na bilety.
Nowa animacja Disneya pod względem fabularnym nie jest niczym wymyślnym. Raczej czymś nieźle ogrywającym znane tropy z science fiction, jak wybraniec, który może ocalić Ziemię czy kosmiczną inwazję. Stwierdziłbym nawet, że początek produkcji bywa nudny. Po prostu jak na 1,5-godzinny film za dużo czasu poszło na ekspozycję. Dlatego później akcja pędzi za szybko. Nie zmienia to faktu, że to, co zobaczyłem jest przyjemnym, skrojonym na miarę garniturem dla mojego zmysłu fana sci fi. Może czasem widać szwy gatunkowych klisz, ale nie sprawiło to, abym w czasie seansu miał uczucie cringe’u czy braku frajdy z oglądania produkcji. Historia została poprawnie poprowadzona od punktu A do punktu Z, ale tym co najlepiej prezentuje się w omawianej animacji jest główny bohater i jego relacja z kosmitą Glordonem.
Jest to bowiem coś, co sprawia, że w pewnym momencie czuć po prostu ciepło na sercu. Chociaż nie da się ukryć, że można było poświęcić na ten element fabuły więcej czasu ekranowego. Czuję, że drzemie w tym duecie jeszcze spory potencjał do wykorzystania. Ale dzięki wątkowi relacji Elio i Glordona nowy projekt Disneya był zabawną, pełną serca opowieścią o przyjaźni. Dużo dobrych scen z ich udziałem było już pokazanych w zwiastunie, ale twórcy zostawili jeszcze coś dobrego na sam seans. Dawno nie widziałem tak przyjemnego i godnego zapamiętania duetu w animacjach Disneya nie będących sequelami, najprawdopodobniej ostatnio w Zwierzogrodzie (chociaż to inna, o wiele wyższa półka opowiadania historii i pisania postaci). Elio sprawdza się również jako opowieść o rodzicielstwie, dzięki dwóm drugoplanowym postaciom, co koniec końców sprawia, że omawiana animacja to pełną gębą historia familijna.
Można by wycisnąć więcej z Elio, aby zrobić z filmu opowieść wybitną. Nie zmienia to faktu, że i tak jest to dobra, ciepła i przyjemna dla oka animacja, którą śmiało mogę polecić widzom, nie tylko tym najmłodszym.