Wednesday – Opowieści z krypty [RECENZJA 1. CZĘŚCI 2. SEZONU]

Wednesday, czyli jeden z obecnie najpopularniejszych seriali Netflixa, powrócił z pierwszą odsłoną 2. sezonu. Oceniam bez spoilerów.

Wednesday
fot. Jonathan Hession/Netflix © 2025

Wednesday swoim pierwszym sezonem zdobyła moje serce. Mimo że w serialu pojawiło się kilka niepotrzebnych wątków, to znakomicie się bawiłem i kibicowałem tytułowej bohaterce w jej działaniach. Jenna Ortega wykonała bowiem znakomitą aktorską robotę wcielając się w przedstawicielkę Rodziny Addamsów. W związku z tym 2. sezon od razu znalazł się na mojej liście najbardziej oczekiwanych powrotów tego roku. Do recenzji otrzymałem wszystkie cztery odcinki stanowiące pierwszą część nowej odsłony. Po ich obejrzeniu mogę stwierdzić, że nadal jest dobrze, choć pojawiło się kilka zgrzytów.

Tak właściwie napisać, że Jenna Ortega jest wyśmienita w swojej roli, to tak jakby nic nie napisać. Aktorka z biegu wchodzi w buty Wednesday i robi prawdziwą rozpierduchę, że pozostaje tylko przyklasnąć jej talentowi. Jej maniera z niemruganiem w scenach, czarny humor, który podaje czy jej specyficzna relacja z członkami rodziny, wszystko to kupuję od razu. Tim Burton miał nosa, aby wybrać Ortegę do głównej roli w swojej produkcji i nowy sezon tylko potwierdza, że nie był to jednorazowy, wybitny strzał. W czterech odcinkach, które widziałem, postać cały czas się rozwija, szczególnie znakomicie prezentuje się jej relacja z Morticią graną przez Catherine Zetę-Jones. Cieszy, że doświadczona aktorka otrzymuje więcej czasu na ekranie w nowym sezonie, bo wątek jej i Wednesday prezentuje się znakomicie.

Jestem fanem zmiany tonacji, którą twórcy zastosowali w nowym sezonie. Jednym z elementów, które były niepotrzebne w poprzedniej odsłonie był miłosny trójkąt tytułowej bohaterki. W wielu momentach bardzo zgrzytało mi to z samą postacią Wednesday. Bardzo dobrze, że w omawianej odsłonie postawiono bardziej na klimat horroru i zdecydowanie mroczniejszą aurę, chociaż zostawiono również sporo czarnego humoru i tematyki young adult. Ta mieszanka sprawdza się na ekranie i działa bardzo dobrze w większości scen, choć zdarzyło się kilka, które można było dopracować. Jednak ogólnie balansowanie między lżejszym klimatem a tematyką kina grozy przebiega płynnie. 1. sezon, mimo tego, że był naprawdę dobry, stanowił swoiste przetarcie i poszukiwanie odpowiedniej ścieżki. W omawianej odsłonie kierunek narracji już się wykrystalizował i to widać na każdym kroku. A to wszystko zostało jeszcze okraszone ponownie świetną ścieżką dźwiękową, która tylko podbija aurę mroku. Losing My Religion w wersji smyczkowej czy Zombie The Cranberries w aranżu na pianino dają radę.

Sama główna oś narracji nie jest może jakoś oryginalna czy zaskakująca, ale działa. Nowe śledztwo Wednesday zostało poprowadzone na ekranie sprawnie, tajemnica działała przez większość czasu. Jednak potem w 4. odcinku pojawiło się rozwiązanie ważnej zagadki i czar trochę prysł. Spodziewałem się czegoś więcej. Na szczęście cliffhanger, z jakim zostawiają nas twórcy zwiastuje coś ciekawego w drugiej części sezonu. W opozycji, nie byłem natomiast fanem wątku Pugsleya i jego nowego “przyjaciela” aż do ciekawego finału, który sprawił, że nabrał on dodatkowego znaczenia dla historii. Pod względem narracyjnym jest zatem trochę nierówno w nowym sezonie, ponieważ ciekawe i posiadające potencjał elementy fabuły mieszają się z kilkoma, które chętnie wyrzuciłbym z serialu.

Wednesday 2. sezon
fot. Jonathan Hession/Netflix © 2025

W omawianej części brakuje mi również Enid. Szkoda, że zamiast ciekawego wątku czy rozwijania jej dalszej relacji z tytułową bohaterką, twórcy poszli z nią w mocno słodki klimat młodzieżowy. To bardzo przeszkadzało, bo Enid była moją ulubioną postacią obok Wedenesday w poprzednim sezonie. Bohaterki dotyczy główny wątek w nowej odsłonie, ale na razie gdzieś zostaje zrzucona na drugi plan. Zdecydowanie lepiej prezentuje się dziwna i nieco psychopatyczna nowa “asystentka” Wednesday, Agnes. Przede wszystkim da się ją lubić, mimo swojego bardzo mrocznego sposobu bycia i podchodzenia do osób. Po stronie minusów ustawiłbym jeszcze Thandiwe Newton, której postać jest po prostu słabo napisana, oraz Billie Piper, która nie ma za bardzo jeszcze miejsca do popisu. Natomiast wśród nowych postaci bryluje Steve Buscemi jako dyrektor Nevermore. Jest znakomity w swojej roli, w której łączy komedię z grozą.

Podsumowując Wednesday w swoim nowym sezonie trzyma poziom, chociaż zdarzyło się kilka wątków, które mogłyby zostać usunięte kosztem tych ciekawszych. Jednak nie zmienia to faktu, że cały czas dobrze bawię się błądząc z bohaterami po korytarzach Nevermore.

Ocena:
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych