
Wiedźmin od Netflixa nie ma lekko. Wszystko przez niekoniecznie wierne trzymanie się materiału źródłowego przez twórców. Jednak trzeba przyznać, że przy całym swoim odbieganiu od tematu projekt streamingowego giganta ma swoje plusy. Jednym z nich był Henry Cavill w tytułowej roli. I tutaj pojawia się problem, ponieważ Brytyjczyka w 4. sezonie jako Geralta zastąpił Liam Hemsworth. Przez co jakby obaw było wcześniej mało, pojawiły się kolejne. W recenzji nowej odsłony, którą już miałem okazję obejrzeć całą, postanowiłem skupić się na wartościach serialowych i produkcyjnych, w mniejszym stopniu wpadając w rozkminy jaką 4. sezon jest ekranizacją prozy Andrzeja Sapkowskiego. Od razu zaznaczę, omawiane odcinki mają swoje problemy, nawet całkiem spore, ale nie są one totalnym dnem, jakby tego chcieli przeciwnicy produkcji.
Czwarty sezon łączy w sobie trzy główne wątki – konflikt Yennefer i czarodziejek z Vilgefortzem i jego wyznawcami, wyprawa Geralta i jego drużyny oraz podróż Ciri ze Szczurami, których poznała w poprzednim sezonie. Między nimi jest spory dysonans. Najlepiej wypada zdecydowanie wątek Geralta. Jest bardzo prosta przyczyna takiego stanu rzeczy. Scenarzyści naprawdę dobrze rozwijają relacje między poszczególnymi członkami wesołej ekipy łowcy potworów. Najzwyczajniej w świecie uwierzyłem w ich przyjaźnie, czasem rodzące się w bólach i wzajemnych traumach z przeszłości, ale to wszystko było cholernie dobrze przeprowadzone. W poprzednim sezonie Milva była mi absolutnie obojętna, tak w omawianej serii całkowicie zdobyła moją sympatię.
To samo tyczy się Cahira, który wcześniej przemykał w tle, a teraz nabrał w końcu głębi, gdy rozwinięto jego relację z pewnymi postaciami i samą genezę. Podobnie Regis. Może Laurence Fishburne ni cholery nie pasuje do swojego literackiego pierwowzoru, ale wszystko nadrabia aktorsko, bo wypada znakomicie jako wiekowy wampir, miejscami nawet mentor dla innych. Wiem, że niektóre popkulturowe konserwy będą miały z tym problem. Jednak patrząc obiektywnie wątek grupy Geralta został poprowadzony dobrze i z serduchem.
Niestety wspomnianego serducha kompletnie nie widzę w wątku Ciri. Przede wszystkim twórcy nawet nie starają się, aby widz wypracował sobie jakąś emocjonalną więź z poszczególnymi członkami i członkiniami grupy Szczurów. Wszyscy towarzysze Ciri są tak nijacy, że nawet nie miałem ochoty oglądać ich kolejnych wyczynów na ekranie. Po tym co zobaczyłem, zupełnie nie dziwię się ostatnim plotkom, że serial o wspomnianej drużynie rzezimieszków ponoć okazał się katastrofą. Z takim sposobem pisania postaci i aktorami, którzy nie potrafią z nich nic wycisnąć ponad średnią (a w wielu przypadkach nawet tego nie potrafią), jeden z głównych wątków w sezonie daleko nie zajedzie. Tak naprawdę najlepszym elementem ich wątku jest Leo Bonhart. Czekałem na pojawienie się tej postaci i Sharlto Copley daje dobry występ w roli psychopatycznego złoczyńcy.

W przypadku historii Yennefer w 4. sezonie są w nim zarówno plusy jak i minusy. Kompletnie nie podoba mi się pomysł budowania przez bohaterkę armii czarodziejek do walki z Vilgefortzem. W książkach były one zawsze mistrzyniami knucia i wręcz szpiegowskich działań, a nie regularnymi wojowniczkami. Dlatego ta idea nie pasuje mi w produkcji. Jednak już Vilgefortz i grupa jego popleczników na kształt Voldemorta i śmierciożerców wypadła całkiem nieźle, gdzie złol bierze czynny udział w działaniach. Sama metamorfoza Yennefer na przestrzeni całego sezonu zdobyła moje uznanie. Anya Chalotra sprawnie ukazała swoją postać jako już ukształtowaną, potężną liderkę. Kupiłem to.
Oczywiście trzeba omówić kwestię zmiany głównego aktora. Liam Hemsworth widać, że postarał się, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne i opanowanie choreografii walk. Gołym okiem da się zauważyć, że trochę wiedźmińskim mieczem pomachał na sali treningowej. Sekwencje akcji z jego udziałem są bardzo mocną stroną 4. sezonu. Zresztą jeśli widzieliście poprzednie odsłony to wiecie, że specjaliści od choreografii walk robią robotę. Aktorsko Hemsworth daje radę, choć nie ma takiej charyzmy jak Cavill, dlatego minęło sporo czasu zanim się do niego przekonałem na ekranie. Miejscami bywa on bowiem bardzo nijaki, by za chwilę dać scenę, gdzie naprawdę dobrze gra. Dlatego jego premierowy występ oceniam na czwórkę z minusem.

Zastanawia mnie bardzo mocno jedna kwestia. Omawiany sezon produkcji miał ogromny budżet w przeliczeniu na pojedynczy odcinek. Sekwencje z udziałem CGI, jak choćby bitwy, w których występują główni bohaterowie, wyglądają naprawdę dobrze, efekty specjalne robią wrażenie. Jednak chwilę później dostaję bardziej kameralną scenę, która dzieje się w komnatach i to wszystko wygląda jak żywcem wydarte z budżetowej wersji Teatru Telewizji. Praktycznie cały sezon otrzymywałem sprzeczne sygnały odnośnie do realizacyjnej jakości produkcji. Bardzo dobre, wręcz znakomite elementy mieszają się z tymi trącącymi taniością, co przeszkadzało mi w czasie oglądania.
Podsumowując 4. sezon Wiedźmina nie jest okropną, pełną błędów produkcją, jak chciałoby wielu użytkowników sieci. Ma swoje spore mankamenty, ale jest to przyzwoita odsłona, która ma kilka naprawdę dobrych elementów, jak choćby rozwinięcie wątku Geralta i jego drużyny.