
Jan Komasa to jeden z najlepszych polskich reżyserów młodego pokolenia i człowiek, który doskonale radzi sobie w różnych gatunkach. Nieważne czy chodzi o thriller, dramat czy kino wojenne, twórca Bożego ciała potrafi nadać historii swój niepodrabialny styl i zrobić mocny kipisz w głowach widzów. Obydwie Sale Samobójców oglądałem po kilka razy i nadal robi na mnie wrażenie, jak Jan Komasa potrafi przywalić mi obuchem w głowę podejściem do trudnego tematu, poprowadzeniem bohaterów czy mroczną, ale bardzo prawdziwą tonacją, jaką serwuje w swoich produkcjach. Jeśli byliście jego fanami, to po Rocznicy będziecie jeszcze większymi. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie widzieliście jego filmów, to podejrzewam, że po seansie omawianej produkcji postanowicie sięgnąć po inne filmy.
Zacznijmy od tego, że to nie jest film pozbawiony wad. Ale jeśli byłbym reżyserem, to chciałbym, aby mój film miał takie wady, jak w przypadku Rocznicy. Podejrzewam, że dla wielu osób produkcja pod względem narracyjnym będzie przegadana, ale tak właściwie co mnie to obchodzi, nie jestem tutaj, aby przychylać się do zdania innych. Jednak należy zaznaczyć, że narracyjnie twórca Miasta 44 nie spieszy się z rozwijaniem historii, co w pewnych momentach przeszkadzało mi w trakcie oglądania. Jednak ostatecznie Komasa pokazuje, że nie trzeba wielkich scen, aby dać widzom thriller, na którym siedzimy do końca seansu na krańcu fotela.
Zapewne gdy wielu z Was słyszy thriller nie ma na myśli opowieści o rozpadającej się rodzinie, do tego jeszcze historia zostaje podsycana przez polityczną aurę. Jednak w wypadku filmu Komasy rocznica ślubu rodziców jest punktem wyjścia do cholernie przejmującej, smutnej i robiącej burdel w głowie opowieści, która zostawia rysę na mózgu po obejrzeniu. Po seansie na pokazie prasowym musiałem wszystko długo przetrawiać i pójść do kina na komedię, aby wyrównać gospodarkę emocjonalną.
Nie zmienia to faktu, że właśnie wątek rozpadającej się rodziny jest siłą napędową produkcji. Może początkowo jest nawet zbyt słodko, ale Jan Komasa wiedział co robi. Początkowa scena doskonale buduje fundament i rezonuje z kolejnymi wydarzeniami w produkcji. Początkowo rzeczywiście nie czułem klimatu historii. Jednak gdy doszło już do drugiego aktu, to wszystko wywróciło moją skalę ocen do góry nogami. A już przy ostatnich dwudziestu minutach filmu czułem niesamowity niepokój i smutek. Filmy oglądam dla emocji, nieważne czy chodzi o zachwyt nad wizualnym aspektem blockbustera, fabułą, humorem czy sposobem budowania napięcia. Jeśli film zostawia mnie z czymś w głowie, wesołym albo mrocznym, to jest to produkcja, którą obejrzę jeszcze wiele razy. Rocznica złapała mnie za emocje i nie puściła do końca.

Jestem zachwycony jak reżyser dobrał obsadę. Diane Lane i Kyle Chandler jako głowy rodziny, stanowiącej zapalnik dla wydarzeń, są znakomici. Wspaniale przeprowadzają metamorfozę swoich postaci wchodząc z bardziej błogiego stanu w wyjątkowo mroczne rejony. Świetnie wypada Mckenna Grace, która wciela się w bardzo emocjonalną, najmłodszą członkinię rodziny Taylorów. Na początku wydaje się mało znaczącą dla fabuły postacią. Jednak w drugim akcie jej wątek uderza z całą mocą i potrafi zmieść widza z planszy. W tym wszystkim doskonała jest znana z Bridgertonów Phoebe Dynevor, która wspaniale wciela się w największą manipulatorkę w produkcji. Sam łapałem się na tym, że nie wiem, czy w danym momencie pokazuje swoje prawdziwe oblicze czy jest to część jej planu. To rola, która pokazała, że może zrobić sporo ciekawych rzeczy w przyszłości.
Rocznica to świetny anglojęzyczny debiut Jana Komasy i dowód na to, że reżyser może zrobić wiele dobrego w Hollywood ze swoim niepodrabialnym stylem. Nic tylko propsować.