Czarne lustro to jeden z najciekawszych seriali XXI wieku. Jednak ostatnie dwa sezony antologii nie zdobyły mojego uznania, może z pewnymi odcinkowymi wyjątkami. Dlatego czekałem na nową odsłonę hitu Netflixa (wcześniej Channel 4), ale wiązało się to z ogromnymi obawami. Pierwszy zwiastun dawał nadzieję na powrót serii do swoich mocno technologicznych korzeni. Po obejrzeniu sześciu odcinków jestem przeszczęśliwy, że serial wrócił do tak dobrej formy. Każdy z epizodów 7. sezonu wnosił coś świeżego, wciągającego i ciekawego do stworzonego przez Charliego Brookera uniwersum. Podejrzewam, że nawet najwybredniejsi widzowie znajdą w omawianej odsłonie coś dla siebie.
Cieszy, że twórcy potrafili wymyślić jeszcze interesujące historie, mimo że w poprzednich sezonach spore pole tematyczne z zakresu technologii zostało już wyczerpane. Na ratunek przybyły również kontynuacje bądź lekkie spin-offy znanych wcześniej fabuł. Sequel prawdopodobnie najlepszego odcinka w historii serialu, USS Callister, trzyma poziom. Chociaż jestem większym fanem poprzednika, nie zmienia to faktu, że najnowsza odsłona przygód Nanette i jej załogi ma ciekawą, wciągającą fabułę z kilkoma bardzo dobrymi twistami. Spokojnie nadawałoby się to na kinową franczyzę, która stanowi świetne sci fi jak i popkulturową kopalnię easter eggów. Natomiast Bawidełko, w którym pojawia się postać z interaktywnego Bandersnatch, to najsłabszy (chociaż w przypadku 7. serii nie można mówić o słabiznach) odcinek nowego sezonu. Jednak nadal jest to coś, co przebija swoim pomysłem fabularnym, grą aktorską oraz poprowadzeniem historii wiele innych odcinków z poprzednich sezonów.
Znakomicie wypadło to, jak twórcy pomieszali tematykami w nowym sezonie. Dlatego omawiana odsłona jest jak, nawiązując do klasyka, pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz na co trafisz. Od typowo blockbusterowych hitów, po klasyczne techno-thrillery, aż po wspaniałe, łamiące serce opowieści. In memoriam, w którym występuje Paul Giamatti w głównej roli, to wyciskacz łez i piękna, kameralna historia o miłości i stracie. Chciałbym to zobaczyć w dłuższej formie jako film fabularny w kinie. Hotel Reverie natomiast poszło ścieżką San Junipero. To świetny misz masz gatunkowy, w której twórcy połączyli romans, stare Hollywood, sci fi oraz kryminał.
W tym wszystkim jednak chyba najbardziej podobał mi się odcinek Zwyczajni ludzie. To znakomita satyra na współczesność pełną subskrypcji i kolejnych usług. Twórcy świetnie krytykują konsumpcjonizm, ale przy tym zostawiają miejsce na bardziej intymną opowieść. To fantastyczne połączenie znakomitego konceptu wyjściowego, pomysłów realizacyjnych i aktorstwa najwyższej próby. Najbardziej szalony (pomijając kontynuację USS Callister) jest za to odcinek pod tytułem Bete Noire, który stanowi rodzaj dziwnej, pokręconej kreatywności twórców. Ogląda się to znakomicie, chociaż pewne tropy fabularne są zbudowane na oklepanych schematach. Jednak finał odcinka wynagradza w pełni pewne niedociągnięcia na przestrzeni całej historii.
Powrót do korzeni, czyli fantastycznych sezonów 1-4 było tym, co Charlie Brooker i jego ekipa powinni zrobić, aby znowu znaleźć się na właściwych torach jakościowej, ale również głębokiej rozrywki. Nowa odsłona Czarnego lustra ma wszystko to, za co pokochałem produkcję. Bardzo przemyślany casting, gdzie aktorom zostawia się pole do popisu ich umiejętnościami. Znakomite pomysły fabularne, równie szalone, co wciągające i przejmujące w pełni uwagę widza. Natomiast zdecydowanie najlepsze jest to, że Brooker postanowił znowu pożonglować tematykami, które jednak są ze sobą bardzo spójne i tworzą znakomitą odcinkową mozaikę rozmaitości. Jak najbardziej polecam.