Daredevil: Odrodzenie – Sympathy For The Devil [RECENZJA 1. SEZONU]

Daredevil powrócił po latach, tym razem pod banderą Disney+ i MCU. Jak wypadł premierowy sezon serialu? Oceniam produkcję BEZ SPOILERÓW.

Daredevil: Odrodzenie
fot. materiały prasowe

Daredevil był jedną z jaśniejszych produkcji Netflixa, gdy stremingowy gigant odpowiadał za serialowe przygody Diabła z Hell’s Kitchen. Jednak prawa do postaci wróciły do Marvela i dalszy medialny status bohatera stanął pod znakiem zapytania. W końcu Kevin Feige zapowiedział nowy serial z podtytułem Odrodzenie. Jednak za kulisami pojawiły się jakościowe problemy i trzeba było wymienić ekipę odpowiedzialną za projekt. Zawsze takie doniesienia wzbudzają obawy fanów, jeśli chodzi o finalną jakość historii. Na szczęście pierwszy zwiastun produkcji po części rozwiał moje wątpliwości, zapowiadając klimat podobny do tego z produkcji Netflixa. Teraz, po obejrzeniu całego 1. sezonu Odrodzenia, mogę śmiało stwierdzić, że nowy serial MCU jest powiewem świeżego powietrza w tym lekko zatęchłym w ostatnich latach uniwersum.

Przede wszystkim Daredevil po powrocie nie stracił praktycznie nic ze swojego mrocznego klimatu, którym zachwycał widzów w poprzednich odsłonach. Chociaż nie da się ukryć, że w niektórych momentach twórcy starali się wprowadzić lżejszą, nieco śmieszkowatą aurę, między innymi przez gościnne występy niektórych postaci, to jednak cały czas mamy do czynienia z bardzo brutalną produkcją dla dojrzałego widza. Praktycznie na każdym kroku czuć, że za chwilę wydarzy się coś złego, mrok czający się w tle historii jest wręcz namacalny. Już jedna z pierwszych scen w serialu oferuje taką ilość dojmującego smutku, który zostaje z widzem. Twórcy choć w niektórych miejscach stawiają na widowiskowość, to jednak nie tracą surowości i sporej ilości ulicznej, brudnej energii, za którą fani pokochali Daredevila zarówno w jego komiksowej wersji, jak i w tej serialowej. Muszę przyznać nawet, że w niektórych miejscach swoją brutalnością produkcja MCU przebija projekt Netflixa. Bowiem osoby odpowiedzialne za serial nie biorą jeńców. Dlatego jeśli baliście, że Odrodzenie może pójść w stronę ułagodzonego MCU, to możecie być spokojni. Mrok wylewa się litrami z ekranu.

Jeśli chodzi o fabularną stronę produkcji to bardzo podobało mi się w jaką stronę poszli twórcy z głównym wątkiem, czyli starciem Wilsona Fiska i Matta Murdocka. Oczywiście nie będę rzucał w tym miejscu żadnymi spoilerami, ale świetne ukazano jak Matt musi poradzić sobie z pewną traumą i zastanowić nad tym czy Daredevil był rozwiązaniem problemów czy je powodował. Z kolei przy Fisku świetnie wypada jego walka z tym czy może całkowicie odejść od poprzedniego życia i legalnie działać na rzecz miasta. Znakomicie rozwiązano wątki obydwu postaci pod względem psychologicznym, w czym ogromna zasługa aktorskiego duetu Charlie Cox-Vincent D’Onofrio, którzy w swoich rolach czuli się jakby zobaczyli się po latach z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Weszli w buty swoich postaci, jakby nigdy ich nie opuścili i w każdej scenie pokazali, że są ogromną, gigantyczną wręcz wartością dodatnią do MCU. Po prostu przybyli, zobaczyli i zwyciężyli.

Twórcy świetnie ukazali na kontrze Fiska i Murdocka. Nawet w niektórych sekwencjach zastosowano montaż, który zestawia duet w podobnych sytuacjach życiowych. Dlatego mimo że na ekranie nie mają wiele wspólnego czasu, to stale czuć napięcie w ich toksycznej, wyniszczającej relacji. Do tego główny wątek jest całkiem nieźle napisanym thrillerem, po trochu kryminalnym, po trochu politycznym. Scenarzyści w tym sezonie postawili również na wątki, z których każdy jest motywem przewodnim dwóch lub trzech odcinków. W tym wypadku były wśród nich lepsze i gorsze. Świetna była historia związana z White Tigerem, ponieważ miała ona w sobie spory ładunek emocjonalny, który utrzymał się na przestrzeni całej opowieści. O wiele więcej można było natomiast wycisnąć z wątku Muse’a (lub Muzy jak ktoś woli polskie tłumaczenie), seryjnego mordercy-artysty, robiącego z krwi swoich ofiar murale w Nowym Jorku. Miał on w sobie odpowiedni mrok i tajemnicę. Dobry był również dobór aktora do tej roli, którego na tym etapie nie mogę zdradzić. Jednak jego poprowadzenie i zakończenie sprawiły, że jego historia nie została ze mną po zakończeniu sezonu.

Marvel
fot. screen z YouTube

W przypadku postaci drugoplanowych oraz cameo, to na plus na pewno należy zaliczyć role Jona Bernthala jako Franka Castle/Punishera oraz Deborah Ann Woll jako Karen Page. Jednak od razu zaznaczę, że mimo ich dobrych występów, chciałbym, aby było tych postaci więcej na ekranie. Natomiast cały piąty odcinek staje się zapychaczem, który ma wprowadzić gościnny występ bohatera znanego z innego serialu MCU. Niestety epizod mimo swojej widowiskowości nie wnosi nic do historii. Twórcy dają postaciom ich pięć minut, ale to nadal pięć minut. Doskonałym tego przykładem jest kultowy złoczyńca ze świata Daredevila, Bullseye. Miał on znakomite wejście do serialu, potem jeszcze pojawia się wątek z nim związany, ale to nadal za mało. Rozumiem, że twórcy chcieli się skupić na relacji Fiska i Murdocka, ale w takim wypadku w 1. sezonie można było zrezygnować z postaci Muse’a, aby zrobić miejsce dla Bullseye’a. A tak czuje pewien niedosyt, który mam nadzieję zostanie naprawiony w kolejnej serii.

Daredevil: Odrodzenie to bardzo dobry powrót Diabła Stróża i jego największego przeciwnika. Przesycona mrokiem produkcja daje sporą dawkę emocji, napięcia i brutalnej rozrywki, tak odmiennej od tego, co oferowało nam MCU do tej pory. Jeśli tak mają wyglądać powroty po latach, to proszę bardzo, jestem na tak.

Ocena:
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych