W 2020 roku Suzanne Collins postanowiła wypuścić nową powieść ze swojej dochodowej serii Igrzyska śmierci. Książka “Ballada ptaków i węży” stanowiła prequel dla głównego cyklu i przedstawiała genezę Coriolanusa Snowa, którego znamy jako głównego antagonistę trylogii z Katniss Everdeen. I tak mamy 10. Głodowe Igrzyska. Formuła zaczyna się wyczerpywać i widzowie nie chcą oglądać wydarzenia, coś jak NBA pod koniec lat 70. Dla najlepszej, koszykarskiej ligi świata wybawieniem był Magic Johnson i jego Los Angeles Lakers. Takim Magiciem 10. Głodowych Igrzysk staje się Coriolanus Snow, prymus Kapitolu, który pragnie wyrwać swój niegdyś bogaty ród z niedoli. Szansą jest rola mentora w czasie wspomnianego wydarzenia. Jednak zostaje mu przydzielona Lucy Gray Baird, trybutka z Dwunastego Dystryktu, której nikt nie daje za wielu szans na wygraną. Tę sytuację będzie chciał zmienić Snow.
Od razu zaznaczę, że w kilku punktach recenzji będę musiał odnosić się do powieści. “Ballada ptaków i węży” jest zdecydowanie najmroczniejszą książką z serii i to nie tylko dlatego, że opowiada o genezie czarnego charakteru oryginalnej trylogii. Poprzednie filmy z cyklu pokazywały, jak trybuci mieszkają w doskonałych warunkach przed wejściem na arenę, mają ogromną ilość jedzenia, uwielbienie tłumów i schludne stroje do walki. Najnowszy film natomiast doskonale oddaje mrok 10. Głodowych Igrzysk, kiedy jeszcze plan odnośnie uczestników nie ukształtował się w pełni. Trzymanie trybutów w klatce w zoo, w ich brudnych ubraniach, bez jedzenia i przygotowania, zrównanie ich ze zwierzętami, takie obrazy o wiele mocniej oddają bezduszność tytułowego wydarzenia niż same sekwencje krwawej walki.
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Murray Close/Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Murray Close/Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Murray Close/Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Murray Close/Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży plakat
fot. materiały prasowe
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate/Empire
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Tom Blyth w filmie Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży
fot. Lionsgate
Twórcy o tym wiedzą i zagłębiają się w mrok praktycznie z każdą sceną. Nie próbują wyłagodzić sytuacji, pokazują ją z pełnią jej surowości i grozy. Sama sekwencja walki na śmierć i życie na arenie, nie ma w sobie makabrycznej elegancji, jak to miało miejsce w poprzednich produkcjach. Dostajemy w pełni bardzo krwawy, morderczy, wręcz barbarzyński taniec agresji i bestialstwa. Te sceny uderzały mnie, gdy czytałem powieść, jednak jeszcze bardziej zagrały na moich emocjach, gdy zobaczyłem je na dużym ekranie. I za to ogromne uznanie dla twórców, ponieważ sekwencje kręcone we wrocławskiej Hali Stulecia, która posłużyła za arenę igrzysk, pokazują w mikroskali cały przekrój ludzkich emocji, odzierania ich z maski człowieczeństwa. Z ekranu bije bowiem w niektórych momentach taki mrok i brud, który zostaje na długo w głowie. Ukłony dla twórców, którzy potrafili to wszystko przekazać każdym elementem produkcji, od scenografii i kostiumów, przez muzykę, na zdjęciach kończąc.
Nowe Igrzyska śmierci pod względem narracyjnym prowadzone są naprawdę dobrze. Pierwszy akt, w którym należy zastosować ekspozycję i przedstawić główne postacie przebiega znakomicie. Wszystkie relacje między poszczególnymi bohaterami i antagonistami zostały sprawnie nakreślone. Drugi, zdecydowanie najlepszy akt pięknie rozwija więź między Coriolanusem i Lucy, mimo tego, że praktycznie nie pojawiają się razem na ekranie. Jednak przede wszystkim ludzki mrok eksploduje w nim ze zdwojoną siłą, robiąc kipisz w emocjach widza. Natomiast mam pewien problem z trzecim aktem. Po pierwsze wydaje mi się za szybko, skrótowo poprowadzony. Po drugie, gdzieś rozjeżdża się w nim relacja dwojga głównych bohaterów. Po części tak miało być, jednak nie jestem przekonany do sposobu podania wątku przez scenarzystów. No nie jestem fanem finału. Nie byłem jego zwolennikiem w powieści i liczyłem, że zostanie nieco zmieniony. Niestety pozostawiono tę część. Mimo wszystko to nie zmienia faktu, że dostajemy kawał ciekawej fabuły.
Obsada produkcji to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Tom Blyth znakomicie sprawdza się w roli młodego Coriolanusa Snowa. Aktor miał ciężkie zadanie, aby pokazać nam postać, którą znamy z jej demonicznego oblicza i sprawić, że odkryjemy pewien rodzaj współczucia i sympatii do niego. Bardzo podoba mi się, że twórcy i sam Blyth nie starają się robić z Coriolanusa bohatera, który gdzieś pobłądził po drodze. Znakomicie natomiast pokazują jak mrok cały czas w nim drzemał i czekał, aby się uwolnić. Rachel Zegler natomiast wnosi do filmu mnóstwo urokliwej energii, ale również ogromnej charyzmy i zadzioru. Po prostu chce się podążać za jej bohaterką i rodzi ona w widzu naturalną sympatię. Do tego znakomicie sprawdza się w sekwencjach, w których śpiewa. Blyth i Zegler mają bardzo dobrą, ekranową chemię i po prostu wierzy się w ich przedziwną relację. Duet znakomicie operuje nie tylko romantycznym aspektem ich więzi, ale również tym gorzkim i toksycznym.
Dla samych Blytha i Zegler warto obejrzeć film, chociaż mamy w nim do czynienia również z kilkoma innymi, wyróżniającymi się kreacjami. Viola Davis znakomicie sprawdza się roli demonicznej Volumnii Gaul. Aktorka świetnie idzie ze swoją postacią w rejony groteski, jednak ani na moment nie przesadza. Peter Dinklage oferuje nam bardzo złożony portret człowieka złowrogiego, jednak również bardzo doświadczonego przez los. Josh Andres Rivera daje ciekawą kreację chłopaka z dystryktów, który nie może pogodzić się z uprzywilejowaną pozycją, w której się znalazł. Aktor naprawdę nieźle ogrywa psychiczne rany, jakie doskwierają jego postaci, Sejanusowi. Natomiast Jason Schwartzman wnosi do historii niespodziewany element komediowy, który przydaje się w niektórych sekwencjach. Jeszcze raz zatem napiszę: obsada to prawdziwy strzał w dziesiątkę.
“Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży” to w wielu aspektach najlepsza odsłona całej serii. Bardzo mroczna i surowa, świetnie zagrana, dopracowana technicznie pod każdym względem. Polecam.