Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One – recenzja filmu

Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One to nowa odsłona kultowej już serii filmów akcji z agentem Ethanem Huntem w roli głównej. Oceniam bez spoilerów.

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One
fot. Paramount Pictures

Ethan Hunt nie ma lekko. W każdej części Mission: Impossible musi przekraczać swoje fizyczne granice, aby sprostać kolejnym, niewykonalnym dla zwykłych śmiertelników misjom. I tak jest również w “Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One”. Jednak tym razem na drodze naszego agenta i jego zespołu stanie przeciwnik, z którym jeszcze nie mieli do tej pory do czynienia. Wróg, który zna każdy ruch bohaterów i nie cofnie się przed niczym, aby zahamować działania IMF. Stawka jeszcze nigdy w całej serii nie była tak wysoka. Na szali bowiem rzucone zostały losy całego świata.

Bardzo ciekawym elementem nowej odsłony cyklu jest fabuła. Przed rozpoczęciem seansu nie spodziewałem się, że twórcy sięgną po tak nośny w dzisiejszych czasach temat i rozkręcą go do granic możliwości. Pewnie dla wielu może wydawać się on bardziej zahaczać o rejony science fiction, jednak mam zupełnie inne zdanie. Otóż kwestia sztucznej inteligencji została w bardzo dobry sposób wykorzystana w historii. Ani na chwilę przez cały czas trwania seansu nie miałem wrażenia, że mam do czynienia z niewiarygodną kwestią, która jest dziełem szalonych umysłów scenarzystów. Po prostu rdzeń fabuły doskonale przenika się z innymi elementami historii. Wszystko jest bardzo spójne i każdy element układanki w intrydze znajduje się w odpowiednim miejscu, bądź w odpowiednim momencie trafia na swoje miejsce w tej fabularnej mozaice. Dlatego oficjalnie uspokajam widzów, którzy na początku seansu będą myśleli, że twórcy poszli w za bardzo kreatywne rejony. Wszystko jest naprawdę dobrze wytłumaczone, wciągające i trzymające w napięciu. Za pomysł fabularny ode mnie dla scenarzystów spory plus.

Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One – zdjęcia

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

fot. Paramount Pictures

Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One Mission Impossible - Dead Reckoning Part One

Napisać, że sceny akcji w filmie są znakomite, to tak jakby nic nie napisać. W każdym filmie Tom Cruise podwyższa poprzeczkę, jeśli chodzi o ekstremalne wyczyny kaskaderskie. Jego skok z klifu na motorze ze spadochronem wygląda naprawdę widowiskowo i zapiera dech w piersiach. Ja jednak chciałbym skupić się również na innych sekwencjach. Bowiem wszystkie sceny akcji są w filmie dopieszczone do granic możliwości. W recenzji “Tylera Rake’a 2” pisałem, że niektóre ze scen z produkcji Netflixa powinno pokazywać się adeptom, którzy chcą robić kino akcji. To jeżeli powstanie taki podręcznik, to seria Mission: Impossible powinna mieć swój osobny tom. “Dead Reckoning Part One” spokojnie może spełniać funkcję biblii dla wspomnianego gatunku. Choreografie walk są doskonale zrealizowane, podobnie sekwencje strzelanin czy znakomita scena w pociągu, w której tak naprawdę mamy wszystko co wymieniłem wcześniej plus jeszcze sekwencję, która przywodzi mi na myśl pewien etap z gry “Uncharted 2”. Jednak moim faworytem jest znakomita scena pościgu we Włoszech. To przepiękny taniec chaosu i destrukcji, który chce się oglądać znowu i znowu.

Jeśli miałbym wybrać film, który byłby definicją czystej, nieskrępowanej rozrywki, to właśnie byłaby to omawiana produkcja. Dawno nie miałem tak w kinie, że tak szybko minęły mi ponad dwie i pół godziny metrażu filmu, na który seans się wybrałem (chyba ostatnio był to nowy “Batman”). Dzieje się tak, ponieważ w nowej produkcji o członkach IMF nie ma czasu, aby się nudzić. Akcja płynie wartkim, nieprzerwanym strumieniem, dając widzom (a przynajmniej mnie) czystą frajdę z oglądania kolejnych sekwencji akcji i fabularnych twistów na ekranie. Nie zapominajmy o tym, że kino powstało dla rozrywki widza. A nowe “Mission: Impossible” to po prostu kwintesencja powodów, dla których powstała ta dziedzina sztuki. Napisać, że to dobra i satysfakcjonująca rozrywka byłoby nie na miejscu, bo to prawdziwa petarda rozrywki. Kino w najczystszej, pierwotnej postaci.

No co mogę napisać o roli Toma Cruise’a? Właściwie mogę tylko powielać peany na jego cześć. Bo Cruise daje z siebie dosłownie wszystko, aby w pełni zachwycić widza. Nie piszę tylko o sekwencjach kaskaderskich, ale o samej sferze aktorskiej. Okazuje się bowiem, że Cruise sprawdza się doskonale również w humorystycznych momentach, w których udziela się Ethan Hunt. Aktor dzieli i rządzi w każdej scenie, w której się pojawia. Jest wiele pierwszoligowych gwiazd kina, które nie potrafią utrzymać na swoich barkach produkcji, w których grają główną rolę. Natomiast Cruise zawsze dowozi i omawiane widowisko jest tego doskonałym przykładem. To po prostu aktor, którego kino potrzebuje, jednak chyba nie zawsze jest tego świadome.

Jeśli chodzi o nieliczne zastrzeżenia do filmu, mam je do wykorzystania niektórych, lubianych przez fanów postaci. Ilsa Faust, która zdecydowanie wyróżniała się w poprzednich filmach i decydowała o ich jakości, w przypadku omawianej produkcji za bardzo operuje w cieniu Ethana. W przypadku Benjiego i Luthera, mają oni swój czas w filmie, jednak trzeci akt twórcy postanowili posadzić ich na ławkę rezerwowych. Wiem, że w filmie jest sporo postaci, jednak można było to załatwić inaczej. Natomiast Esai Morales znakomicie sprawdza się w roli głównego antagonisty Gabriela. Chociaż nie ukrywam, że chciałbym go zobaczyć w większej ilości scen. Jednak te, które dostaje wykorzystuje w pełni. Pom Klementieff jest fantastyczna i urzekająca jako prawdziwy badass, Paris. Miałem ogromną frajdę obserwując na ekranie chaos jaki wprowadza do życia bohaterów. Nasz rodzimy pierwiastek w widowisku, czyli Marcin Dorociński również bardzo dobrze wykonuje swoją rolę. Jest to postać ważna dla fabuły, wobec tego nie będę spoilerował, jednak po prostu zaznaczę, że aktor zdecydowanie wychodzi z powierzonego zadania z tarczą. Jednak największym odkryciem jest Hayley Atwell w roli Grace. Aktorka, co najlepsze, potrafi skraść każdą scenę ze swoim udziałem. Atwell fantastycznie łączy w swojej kreacji zadziorność i szelmostwo z zagubieniem i zwykłą bezradnością, której dostąpiła jej bohaterka. Chcę więcej Grace na ekranie.

“Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One” to, jeśli chodzi o kino akcji i rozrywkę, dzieło doskonałe. Fantastycznie zrealizowane sekwencje, ciekawi bohaterowie i relacje między nimi oraz wciągająca fabuła. Oby więcej takich produkcji.

Rating
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych