Stranger Things – recenzja odcinków 1-4 5. sezonu. Vecna: Reaktywacja

Stranger Things po długim czasie oczekiwania w końcu powraca z pierwszą częścią finałowego sezonu. Oceniam odcinki bez spoilerów.

Stranger Things sezon 5
fot. Netflix © 2025

Prawie trzy lata Bracia Duffer kazali nam czekać na początek końca pięknej przygody jaką jest Stranger Things. Serial, który pojawił się znikąd i szturmem zdobył serca fanów w swojej ostatniej odsłonie stał się najdroższą produkcją odcinkową w historii. Jak w przypadku poprzedniego sezonu twórcy postanowili dawkować nam frajdę z oglądania, co od razu zaznaczę, jest bardzo dobrym pomysłem. Na pierwszy strzał wypuścili zatem cztery odcinki finałowej odsłony, które mają nas wprowadzić w ostateczne starcie z Vecną, wielkim złym, który był przez trzy sezony mistrzem marionetek, by w czwartej serii pojawić się w pełnej, demonicznej krasie. Miałem już okazję obejrzeć wspomniane cztery odcinki i była to niezwykła przyjemność i miód na moje popkulturowe serce.

Przede wszystkim twórcy produkcji, Bracia Duffer, nadal znakomicie korzystają z gatunkowego dobrodziejstwa różnych tematyk, co już zdążyli pokazać w poprzednich odsłonach. Jednak teraz robią to jeszcze na większą skalę. Zdolny duet sięga po znane tropy z takich gatunków jak horror, science fiction czy fantasy, mieszają to w swoim kreatywnym kotle i robią z tego misz masz, który działa. Tak połączone gatunki mogą w bardzo łatwy sposób wykoleić produkcję i zrobić z niej kiepską, wtórną opowieść. Jednak w Stranger Things elementy grozy płynnie, wręcz organicznie przenikają się z fantastyką naukową czy historią inicjacyjną. Pierwsze cztery odcinki piątego sezonu pokazują, że Dufferowie nadal trzymają w ryzach gatunkowy miks, który daje frajdę widzowi, a nie go męczy.

Z początku główna intryga w finałowym sezonie zdawała mi się zmierzać w bardzo proste rejony. Ot, szukamy Vecny i staramy się go zabić, raz na zawsze zamykając Drugą Stronę. Jednak po drodze scenarzyści wykręcili kilka twistów i pokazali kolejne warstwy opowieści, które intrygują i sprawiają, że jeszcze wiele jest do odkrycia w finałowym sezonie. Wszystkie odcinki są intensywne, z bardzo mocną emocjonalną stawką i szokującymi momentami, a już czwarty odcinek to prawdziwy majstersztyk, jeśli chodzi o budowanie kolejnych ścieżek w finałowej historii oraz stopniowanie napięcia.

Przede wszystkim na pierwszy plan w nowej odsłonie wysuwa się Will, który był ważny w poprzednich odcinkach, jednak to dopiero teraz jego wątek pokazuje pełną moc (nawet dosłownie). Nie tylko postać jest bardzo dobrze rozwijana przez pryzmat połączenia z głównym antagonistą, ale również przechodzi sporą metamorfozę oraz rozwija w interesujący sposób relację z innymi bohaterami i bohaterkami, głównie z Robin. Ten kumpelski duet wypada naprawdę nieźle w omawianych czterech odcinkach.

Stranger Things
fot. NETFLIX © 2025

Może Eleven (będę używał tego pseudonimu zamiast Nastki) ma trochę mniej interesujący wątek od Willa, ale dobrze było znowu zobaczyć ją w akcji w duecie Hopperem. Przez cztery odcinki w bardzo dobrym kierunku rozwija się ich relacja ojciec-córka, a oboje wrzucili również sporo akcji do historii. Pokazali, że co dwoje badassów na ekranie to nie jeden. Wszyscy wiecie, że Sadie Sink jest w obsadzie piątego sezonu i uczestniczy w jego promocji, zatem żadnym spoilerem nie będzie, że Max wraca. Jednak nie jest to taki powrót, na który zapewne wielu liczyło. Nie zmienia to faktu, że jej wątek świetnie łączy się z historią Vecny, a raczej Henry’ego zanim stał się władcą Drugiej Strony. Zresztą twórcy bardzo dobrze rozwijają ludzką stronę złoczyńcy w omawianych odcinkach. Dostałem zatem trochę za mało Vecny w Vecnie, ale sekwencja, w której wjeżdża na ekran z pełną mocą to był prawdziwy sztos i pokaz siły.

Spora liczba postaci w serialu zawsze wiąże się z tym, że któraś może odstawać od reszty. Na szczęście Dufferowie w finałowym sezonie, a przynajmniej w pierwszych czterech epizodach, sprawnie żonglowali czasem ekranowym i jakością wątków dla poszczególnych bohaterów i bohaterek. Chociaż w moim osobistym odczuciu trochę na początku zabrakło mi Dustina, który przez dłuższy czas mocno szorował po drugim planie. Jednak w pewnym momencie wrócił na odpowiednie tory ze swoim sarkazmem i bycie mózgiem ekipy. Jednak reszta, czyli Mike, Joyce, Nancy, Steve czy Robin dostają odpowiednią ilość czasu, aby pokazać się z dobrej strony i zabłysnąć. Z nowych postaci tak naprawdę na uwagę zasługuje tylko Linda Hamilton jako Dr Kay, druga antagonistka w finałowym sezonie. Chociaż nie da się ukryć, że na razie dostałem za mało danych, aby odpowiednio ocenić jej kreację. Na razie jawi się jako stereotypowy naukowiec-złol, który ma jakiś szalony plan.

STRANGER THINGS sezon 5
fot. Netflix © 2025

Pierwsze cztery odcinki finałowego sezonu Stranger Things bardzo dobrze rozwijają historię i poszczególne postacie. Przy tym utrzymują spory ładunek emocjonalny oraz przede wszystkim dają sporo radości z oglądania. A to świetny prognostyk przed kolejnymi czterema epizodami.

Ocena:
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych