Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – Sauroniada [RECENZJA 2. SEZONU]

Serial Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy powrócił z 2. sezonem. Czy forma produkcji poprawiła się w nowej odsłonie? Oceniam cały sezon BEZ SPOILERÓW.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy sezon 2
fot. Prime Video

Napisać, że 1. sezon serialu “Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” nie zyskał przychylności turbo-fanów Tolkienia, to tak jakby nic nie napisać. Według mnie nie było to słuszne podejście i tak surowe oceny były nie na miejscu, biorąc pod uwagę jakość, z jaką dopracowano produkcję Prime Video. Oczywiście premierowa odsłona miała sporo wad, głównie w warstwie narracyjnej, jednak nie zmienia to faktu, że był to solidny serial fantasy. Na szczęście już po obejrzeniu całego 2. sezonu, mogę spokojnie stwierdzić, że był on o wiele lepszy od pierwszej serii. To wszystko wygląda tak, jakby twórcy w końcu wyciągnęli wnioski z merytorycznej części internetowej krytyki i w końcu zadbali o coś więcej poza tym, aby zrobić z omawianego serialu głównie wizualną perełkę.

Skoro już wspomniałem o sferze wizualnej, to trzeba zaznaczyć, że 2. sezon nadal reprezentuje mistrzowski poziom, jeśli o to chodzi. Wszelkie lokacje i efekty są wypieszczone do granic możliwości, nigdzie nie widać taniości. Spokojnie mogę stwierdzić, że 2. sezon przebija pod tym względem premierową odsłonę, ponieważ w 1. serii było widać w pewnych scenach niedoróbki wizualne, czy kiepski design pewnych postaci i stworów. W wypadku omawianego sezonu wszystko zostało już dopięte na ostatni guzik. Poza wspomnianymi efektami wizualnymi i lokacjami wszystko pod względem realizacyjnym gra dla dobra całej produkcji. Stroje i zbroje prezentują się pięknie, osoby odpowiedzialne za ten aspekt przy “Wiedźminie” Netflixa mogą przyjść na przeszkolenie do speców od serialu Prime Video. Natomiast muzyka podbija klimat poszczególnych scen i pewnie będzie u mnie na słuchawkach przez jakiś czas, bo to kompozycje warte wielokrotnego przesłuchania.

Nowy sezon rozkręca się powoli, jednak gdy wejdzie już na odpowiednie tory, na wysokości trzeciego-czwartego odcinka, to muszę stwierdzić, że cała opowieść zaczyna robić się bardzo “epicka”. To słowo chyba najbardziej oddaje wydarzenia, które dzieją się w drugiej połowie 2. sezonu. Sceny batalistyczne czy choreografie poszczególnych pojedynków, sprawiają, że gdybym miał na sobie kapelusz, to zdjąłbym go z głowy i nisko ukłonił się przed specami od tego elementu produkcji. Chociaż mam wrażenie, że twórcy niektóre sekwencje czy małe występy wrzucili tylko, aby mrugnąć okiem do fanów Tolkiena, bo nie wnosiły one zbyt wiele do całej narracji.

Jeśli o wspomnianą narrację chodzi, to jest lepiej niż w poprzednim sezonie. Jednak mam wrażenie, że twórcy chcą złapać wiele srok za ogon. Naliczyłem osiem równoległych, dużych wątków w omawianej odsłonie i niektóre z nich po prostu nie mogą wybrzmieć, bo po drodze są gdzieś spychane na dalszy plan. Najlepszym przykładem jest ten dotyczący Nieznajomego. Poza pewnym ważnym elementem z końca sezonu tak naprawdę jego wątek nic nie wniósł do opowieści. Spokojnie na jego historię w 2. sezonie można było poświęcić pół godziny w jednym z odcinków i dałoby to więcej niż to niepotrzebnie rozciąganie wątku na całą serię. Postać Mrocznego Czarodzieja, która związana jest z Nieznajomym, jak na razie jest tylko ciekawostką niż pełnoprawnym występem Ciarana Hindsa w serialu. To samo dotyczy Arondira, który w recenzowanej serii jest raczej rodzajem diabła z pudełka. W jednej scenie wyskoczy zza rogu, w drugiej scenie zrobi to samo, ale nie ma nic do opowiedzenia przez jego postać. Jedynie wypadał ciekawie w duecie z Isildurem.

Natomiast chyba w końcu coś spodobało mi się w wątku Galadrieli. Wreszcie nie jest tylko wiecznie naburmuszoną żeńską wersją Johna Wicka. W końcu twórcy pokazali jej słabości, a jest ich wiele. To samo tyczy się Elronda, który w nowym sezonie wreszcie nie jest gdzieś majaczącym w tle politykiem, ale również prawdziwym wojownikiem i liderem z krwi i kości. W końcu również serial zyskał prawdziwy czarny charakter. Nie chodzi mi o Adara, ale o Saurona, chociaż ten pierwszy również wypada lepiej niż w 1. sezonie. Skupienie się w sezonie na ludzkich emocjach Saurona takich jak pragnienie władzy i chore ambicje i pokazanie kulis stopniowego przejmowania władzy wypadło naprawdę dobrze. Charlie Vickers wypada lepiej jako Sauron niż jako Halbrand.

Są jeszcze dwa wątki, o których ciężko coś napisać, bo wyglądają w serialu tak, jakby dopiero przygotowywano grunt pod to, co ma się wydarzyć w kolejnej serii. Pierwszy z nich to wątek Numenoru. Na przestrzeni całego sezonu twórcy jedynie rozstawiali pionki na szachownicy, ale wszystko zapowiada się obiecująco. Sama historia posiadała natomiast dwie najgorzej napisane postacie w 2. sezonie. Pierwsza z nich to Earien, która stała się najbardziej irytującą bohaterką w serialu, drugie miejsce przypada Kemenpwi, którego z kolei znienawidziłem, bo to rodzaj czarnego charakteru, którego widz w ogóle nie kupuje. To samo, co wątku Numenoru, tyczy się historii krasnoludów. Jest tam jeszcze ogromny potencjał, ale trochę za mało wykorzystano go w 2. sezonie.

Podsumowując, 2 . sezon “Pierścieni Władzy” wypada o wiele lepiej niż premierowa odsłona. Cały czas są problemy w warstwie narracyjnej, ale jest to krok w dobrą stronę. Oby tak dalej.

Ocena:
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych