“1670” to produkcja, której jeszcze na polskim rynku nie było. Zwykle jak słyszymy wyrażenie szlachta w kinie lub telewizji, to mamy przed oczyma podniosłe, przepełnione martyrologią produkcje. Natomiast najnowszy serial Netflixa kompletnie zrywa z takim ekranowym wizerunkiem polskich szlachciców. Zamiast umartwiania się i pompatycznych przemów mamy prawdziwą humorystyczną bombę, która żadnych tematów się nie boi. A w centrum całej opowieści znajdziemy wieś Adamczyha, której połową (jak się szybko dowiadujemy mniejszą) włada Jan Paweł. W produkcji obserwujemy perypetie jego i jego rodziny, pełnej barwnych osobowości.
Bardzo podoba mi się styl humoru, który został zaproponowany w omawianej produkcji. Praktycznie każdy żart podany przez ekranowych bohaterów trafiał w punkt. A w serialu mamy sporo ciekawych pomysłów na gagi, od prostszych żartów słownych, przez te polegające na pewnych kulturowych easter eggach, a kończąc na mocnym, czarnym humorze, który nie bierze jeńców. Bawiłem się świetnie na każdym z odcinków i nawet nie zorientowałem się, gdy w jeden wieczór pochłonąłem cały sezon. Scenarzysta Jakub Rużyłło udowodnił, że ma naprawdę dobry zmysł komediowy i autentycznie potrafi bawić się różnymi konwencjami, aby zadowolić widza i sprawić, że ten szczerze się uśmiechnie. Znakomite jest to, że do traktowanego zwykle w polskiej kulturze tematu twórcy podeszli absolutnie bezkompromisowo i z wielką odwaga. Gdy tego nie zrobili, to nie wyszłaby tak fantastyczna produkcja jak “1670”. Nie ma dla nich tematów tabu, potrafią śmiać się ze wszystkiego, ale przy tym nie przekraczając granicy dobrego smaku. I chwała im za to.
Bardzo dobrym zabiegiem twórczym było zburzenie czwartej ściany za pomocą mockumentalnej stylistyki, którą operuje serial. Mockument sam w sobie jest bardzo trudnym gatunkiem do przekucia na ekran. Przede wszystkim wynika to z tego, że jeśli nie będzie to przekazane w odpowiedni sposób, to całość wyjdzie dosyć sztucznie i nieprzekonująco dla widza. Na szczęście w przypadku “1670” tak się nie stało. Przez wprowadzenie elementów mockumentu produkcja zyskała zupełnie inną jakość, nie będąc już po prostu historyczną satyrą. Twórcy zmyślnie operując wspomnianą stylistyką potrafili jeszcze mocniej złapać widza i wprowadzić go do znakomicie wykreowanego na ekranie świata. Wspomniany zabieg również daje nam lepsze spojrzenie na rozwój poszczególnych postaci, w niektórych momentach bardzo kameralny i intymny. A trzeba przyznać, że twórcy raz po raz muszą przeskakiwać między wieloma bohaterami. A skoro już o nich mowa…
Wybory obsadowe w omawianym serialu to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Bartłomiej Topa jest doskonały w swojej kreacji Jana Pawła. Aktor pokazuje, że ma wielki talent komediowy. Jego rola to taki Michael G. Scott z “The Office”, ale w historycznej otoczce. Wnosi taką samą ilość cringe’u, ale przy tym potrafi bawić do łez. Najważniejsze, żeby znaleźć w tym balans i to się Topie udało. Michał Sikorski w roli syna Jana Pawła, duchownego Jakuba, to również kawał znakomitej, komediowej kreacji. Aktor świetnie łączy w sobie niewymuszony rodzaj humoru, który niesie ze sobą postać, z jej dziwnym rodzajem przebiegłości i aparycji charakterystycznej dla czarnych charakterów. Martyna Byczkowska bardzo dobrze weszła w rolę Anieli, rezolutnej córki Jana Pawła, pokazując, że świetnie czuje się w takiej humorystycznej stylistyce, jaką zaproponowali twórcy. Może niekoniecznie podoba mi się watek romantyczny z nią związany, ale za to już na komediowym polu potrafi wycisnąć maksimum ze swojej postaci. Tak naprawdę każdy wybór castingowy, od głównych bohaterów po występy gościnne, działa w omawianej produkcji.
“1670” to na pewno jeden z najlepszych polskich seriali, jakie pojawiły się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Przy tym to również produkcja uniwersalna, która powinna dobrze sprawdzić się wśród zagranicznych widzów Netflixa. Bardzo zabawna i świetnie zagrana, liczę, że doczekamy się 2. sezonu. Polecam.