Marvels – Quo vadis MCU? [RECENZJA]

Marvels to nowy film wchodzący w skład MCU i doskonały dowód na to, że z całym ekranowym uniwersum nie dzieje się dobrze. Oceniam bez spoilerów.

Marvels
fot. Marvel Studios

“Marvels” w zamiarze reżyserki Nii DaCosty miał być zapewne przyjemnym, lekkim i energetycznym żeńskim filmem kumpelskim, co byłoby odświeżającym doświadczeniem dla całego MCU. Jednak koniec końców wyszła produkcja, którą można bardzo szybko zapomnieć zaraz po wyjściu z sali kinowej. Ale od początku. Tym razem w filmie siły łączą trzy bohaterki Kinowego Uniwersum Marvela. To Carol Danvers/Kapitan Marvel, Monica Rambeau oraz Kamala Khan/Ms. Marvel. Punktem wyjścia dla opowieści jest moment, w którym panie odkrywają, że gdy używają swoich mocy, to zamieniają się miejscami. I tak ten przedziwny nowy team wyrusza w podróż, aby odkryć tajemnice takiego stanu rzeczy.

Sam pomysł ze splataniem się mocy heroin jest bardzo interesujący i posiada potencjał na zrobienie czegoś bardzo dobrego na ekranie. Niestety wspomniana DaCosta nie wykorzystała nawet ułamka z ekranowej energii, którą niesie za sobą ta idea. Tak właściwie wspomniany element fabuły w omawianej produkcji przynosi tylko walory estetyczne i stylistyczne, a w żadnym wypadku nie narracyjne. Bo trzeba przyznać, że sekwencje walki, w których nasze bohaterki cały czas zamieniają się miejscami zostały zrealizowane znakomicie i miałem sporą frajdę z ich oglądania. Niestety fabularnie jest już gorzej, bo sam pomysł splatania mocy został wykorzystany tylko po to, aby jakoś popchnąć na początku historię do przodu i tyle. To trochę za mało.

Marvels – zdjęcia

The Marvels

The Marvels

fot. Laura Radford/Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Laura Radford/Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Laura Radford/Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Laura Radford/Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Laura Radford/Marvel Studios

The Marvels

The Marvels

fot. Marvel Studios

The Marvels The Marvels The Marvels The Marvels The Marvels The Marvels The Marvels The Marvels

Sama historia jest prosta jak drut. Nie ma w niej niczego, co mogłoby zaskoczyć widza. Żadnych przełamań, ciekawych twistów czy metamorfoz bohaterek. Mam wrażenie, że fabuła w “Marvels” służy tak naprawdę, aby jakoś poprowadzić narrację od jednej sekwencji akcji do drugiej. Najbardziej boli mnie wprowadzanie zupełnie zbędnych elementów, zamiast których można było rozwinąć o wiele ciekawsze wątki, jak relację naszych bohaterek. A tak dostajemy w filmie, nie wiedzieć czemu, momenty, które miały chyba w zamiarze dodać więcej humoru do opowieści, a śmieszne nie były. Chodzi mi między innymi o kompletnie głupią i oszukującą widza (ponieważ pojawia się znikąd jako ratunek, tym samym upraszczając pewien wątek) sekwencję z kotami. Miała ona zapewne w umysłach scenarzystów sprawić, że sala kinowa szczerze się zaśmieje. No nie za bardzo.

Ze słabą fabułą mocno łączy się wątek Dar-Benn, która jest niestety jednym z gorszych złoli w całym MCU. I spora w tym wina scenariusza. Jeszcze na początku antagonistka miała interesujące, nawet szlachetne pobudki swoich działań, które widz mógł spokojnie zrozumieć. Jednak im dalej w las, tym Dar-Benn staje się coraz bardziej irytująca i jednowymiarowa. To jest najgorsze, ponieważ miała ogromny potencjał, aby być jednym z najlepszych czarnych charakterów uniwersum, ale niestety koniec końców otrzymaliśmy kolejnego, zaślepionego swoją ideą, bezbarwnego złoczyńcę, coś na kształt Gravika z “Tajnej Inwazji”.

Natomiast dobrze obserwuje się, jak na ekranie rozwija się relacja pomiędzy trzema głównymi bohaterkami. Nasze panie tworzą ciekawy team, który nie ukrywam chciałbym jeszcze zobaczyć. Ubolewam tylko nad tym, że nie było miejsca w produkcji, aby jeszcze bardziej nakreślić więź tytułowej drużyny heroin MCU. I w tym miejscu pojawia się również pewien problem produkcji. Bowiem Carol Danvers, która nominalnie powinna być liderką teamu, sprawdza się dobrze w scenach, w których działają w grupie. Niestety nie ma ona solowo żadnego wątku, który mógłby sprawić, że Brie Larson wybiłaby się ponad przeciętną ze swoją kreacją. To samo Monica Rambeau. Solowo staje się po prostu bezbarwna. Mam wrażenie, że ciężar opowieści (choć ciężko w tym wypadku pisać o dobrej opowieści) utrzymała Kamala Khan. Iman Vellani jest światełkiem omawianej produkcji, osobą, której energia udziela się widzowi. Szkoda tylko, że koleżanki nie dostosowały się do niej.

“Marvels” to film, który miał w sobie potencjał na coś świeżego. Niestety zepsuł go słaby scenariusz. To film lepszy od “Thora: Miłości i gromu” czy nowego Ant-Mana, ale znajdujący się lata świetlne od dobrych produkcji MCU.

Rating
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych