“Ród smoka” jeszcze przed premierą 1. sezonu był wielką niewiadomą. Fani “Gry o tron” zastanawiali się czy nie będzie to zwykłe dojenie popularnej franczyzy. Jednak już po premierze wszyscy odetchnęli z ulgą, bo najnowsza produkcja HBO okazała się bardzo dobrym, jakościowym serialem. Czy 2. sezon trzyma poziom premierowej odsłony? Po obejrzeniu pierwszych czterech odcinków mogę śmiało stwierdzić, że tak jest. Czytałem “Ogień i krew”, na podstawie której została zrealizowana produkcja. Wiedziałem, że w 2. sezonie w końcu otrzymamy początek Tańca Smoków, wojny domowej Targaryenów. Jak na razie scenariuszowo serial trzyma się naprawdę dobrze. Podejrzewam, że dla wielu osób nadal będzie za dużo polityki, a mniej właściwego konfliktu. Jednak w przypadku “Rodu smoka” przegadane sekwencje wcale nie są zarzutem, ponieważ potrafią trzymać w napięciu lepiej niż niejedna sekwencja bitewna. Dla przypomnienia w “Grze o tron” wiele najciekawszych i najważniejszych momentów całego serialu rozgrywało się w kameralnych scenach dialogowych i twórcy najnowszej produkcji HBO idą tym śladem. Trzeba przyznać, że wychodzi im to dobrze.
Scenarzyści sprawnie balansują tempem akcji serialu. Doskonale wiedzą, że gdy pewne wątki są przedłużane do granic możliwości i przez to nużą widza, należy je czymś skontrować. To doskonale widać w omawianych odcinkach, ponieważ powolne tempo prowadzenia akcji jest bardzo dobrze balansowane znacznie bardziej szokującymi i widowiskowymi sekwencjami, często nawet makabrycznymi. Zastanawiałem się czy twórcy zdecydują się na wykorzystanie jednego wątków z książek. Stało się tak, ponieważ mimo tego, że jest on potrzebny w narracji, to jest również bardzo brutalny i niektórzy widzowie mogą poczuć odrzucenie. Na szczęście wspomniany wątek z końca 1. odcinka wykorzystano w taki sposób, że jego makabryczność nie przykrywa jego znaczenia dla historii i głównej osi fabuły. Zresztą w pierwszych czterech epizodach widzowie otrzymują tyle cliffhangerów, że po każdym epizodzie można łapać się za głowę z niedowierzania. A to wszystko tylko sprzyja widowisku.
Natomiast mimo ogólnie niezłego scenariusza w omawianych odcinkach 2. sezonu zdarzają się również pewne nie do końca dobrze rozpisane wątki. W pierwszych dwóch odcinkach nowej odsłony brakowało mi Rhaenyry. Jak na kobietę, która ma być liderką jednej ze stron konfliktu, za bardzo została wprowadzona na margines. Rozumiem, że twórcy tłumaczą to traumą i żałobą, jednak można było spokojnie ograć inaczej jej wątek. Na szczęście sytuacja powoli zmienia się od 3. odcinka i to zwiastuje, że postać Rhaenyry wróci na odpowiednie tory w kolejnych epizodach. Zdecydowanie lepiej prezentuje się w tej kwestii prawdziwa liderka drugiej strony, czyli Alicent Hightower. Olivia Cooke dostała od scenarzystów zdecydowanie lepiej rozpisany wątek. Sceny dialogowe, w których aktorka może popisać się swoimi umiejętnościami dramatycznymi wypadają znakomicie. Obydwie postacie można rozpatrywać w serialu w kategorii straumatyzowanych matek, które muszą walczyć o swoje dzieci. I na tym polu zdecydowanie lepiej wypada wspomniana Alicent. W jej wątku bardziej widać ból i zgorzknienie niż ma się to w przypadku Rhaenyry. Do tego Cooke naprawdę dobrze potrafi ograć złość, jaka drzemie w Hightower, która mimo politycznych umiejętności jest marginalizowana przez członków Rady.
Kosztem Rhaenyry na czoło peletonu wyszedł Daemon. To była zdecydowanie moja ulubiona (obok młodej Rhaenyry granej przez Milly Alcock) postać w 1. sezonie. Trzeba przyznać, że twórcy potrafią, przynajmniej jak na razie w 2. serii, rozwinąć antybohatera. Przede wszystkim świetnie prezentowana jest zawiść, jaką Daemon zaczyna czuć wobec swojej żony. Znakomicie Matt Smith ogrywa gniew swojej postaci oraz walkę z jego nomen omen, demonami. Nie do końca jestem fanem wizji Daemona, które twórcy zastosowali w serialu. Za bardzo scenarzyści postanowili pójść w oniryczny klimat, który nie do końca sprawdza się w przypadku Deamona. Szczególnie w 3. i 4. odcinku wspomniany wątek zaczyna męczyć. Mam wrażenie, że twórcy nie potrafią znaleźć złotego środka między wątkami Rhaenyry i Daemona i muszą którąś z postaci marginalizować. Jeśli nie zna się książkowego oryginału i nie wie, jakie role będą odgrywać wspomniane postacie, taki sposób prowadzenia narracji może wprowadzać w zakłopotanie.
“Ród smoka” w swoich pierwszych odcinkach 2. sezonu trzyma poziom premierowej odsłony. To sprawnie napisana historia, z kilkoma słabszymi punktami, która potrafi dobrze balansować kameralne elementy z tymi bardziej epickimi.