Śnieżka – Hej ho, do kina by się nie szło [RECENZJA]

Śnieżka to kolejna już w dorobku Disneya aktorska wersja kultowej animacji studia. Niestety nie jest to coś, co chciałbym zobaczyć w kinie. A zobaczyłem.

Królewna Śnieżka
fot. Disney

Śnieżka to film, na który nie czekałem z ogromną nadzieją. Po prostu nie za bardzo jestem fanem aktorskich wersji animacji Disneya, które nie wnoszą nic świeżego do historii, a są po prostu odwzorowaniem oryginału. Dlatego bardzo miło zaskoczyły mnie Cruella czy Czarownica (ale tylko pierwsza część) a Mała syrenka czy Księga dżungli mnie nie porwały. Śnieżce nie pomagały również różne zakulisowe kontrowersje. Jednak sam zawsze odstawiam na bok pozafilmowe sytuacje i oceniam to, co ostatecznie zostało pokazane w kinie. Niestety omawiana produkcja Disneya nie zdobyła mojego uznania. Ba, nawet nie była tego blisko. Śnieżka to drugie, kompletnie pozbawione serca i zabawy widowisko, jakie w ostatnim czasie widziałem (pierwsze to The Electric State, które niedawno recenzowałem).

Nowy film Disneya to książkowy wręcz przykład na to, że ważniejsze są słupki i dojenie do cna znanego uniwersum niż zadbanie o widza, który ma kupić bilet na dany seans. Mimo kontrowersji, które pojawiły się przy plotkach o zmianach fabularnych, mogę śmiało stwierdził, że bardziej poprawnego i zachowawczego filmu dawno nie widziałem. Nie znalazłem w historii żadnego elementu, po którym mógłbym stwierdzić, że dostałem coś świeżego. Scenariusz jest kiepski. Wszystko co zobaczyłem na ekranie było po prostu tak nudne, że można było w trakcie seansu zdrzemnąć się bez żadnych obaw o to, że ominie nas coś ważnego. Standardowa, bardzo schematyczna opowieść, którą twórcy chcieli jak najbezpieczniej poprowadzić z punktu A do punktu B. Jednak niestety wspomniana zachowawczość sprawiła, że można bardzo szybko zapomnieć o produkcji zaraz po wyjściu z sali kinowej.

O samej historii nie chce za bardzo się rozpisywać, bo tak naprawdę nie ma o czym. To po prostu aktorska wersja tego, co można było zobaczyć w animacji z pewnymi przeróbkami, jednak mało znaczącymi. Rachel Zegler to dobry wybór do tytułowej roli. Niestety nie miałem okazji zapoznać się z jej talentem wokalnym w produkcji, ponieważ dziennikarze mieli do dyspozycji wersję z polskim dubbingiem (swoją drogą naprawdę dobrym), ale poza tym to bardzo poprawny występ. Niestety kolejny raz muszę użyć przymiotnika “poprawny”, ponieważ jej kreacja nie jest zła, ale nie wznosi się ponad pewien poziom. Natomiast kompletnie nie mogłem przekonać się do Gal Gadot w roli Złej Królowej. Nie jest ona dobrą aktorką i tak naprawdę jej kreacja w omawianym filmie ogranicza się do efekciarskich trików. Mało w tym samego aktorstwa. Nie ma w niej żadnych emocji, była mi obojętna.

Wątek bandy zbójów, z którą wiąże się postać obiektu westchnień Śnieżki można było wyrzucić do kosza. Tak naprawdę wspomniana grupa nic nie wnosi do produkcji oprócz Jonathana, potrzebnego do wątku miłosnego głównej bohaterki. Sama relacja tytułowej księżniczki z liderem bandytów nie wypada przekonująco. Ani nie grzeje ani nie ziębi, była mi raczej obojętna, jak wiele elementów w recenzowanym widowisku. Jedynym przebłyskiem czegoś zabawnego i potrafiącego dać frajdę byłą grupa krasnoludków, ale tego można było się spodziewać. Oni ratują film od całkowitej beznadziei i przeciętności. Piosenki z ich udziałem, ale również poszczególne sceny, w których wchodzą ze sobą w interakcje, to coś, co da się zapamiętać z seansu w zakładce w mózgu z dobrymi wspomnieniami.

Śnieżka to pozbawiony serca, bardzo zachowawczy i poprawny do bólu film, który ustawiam w kategorii tych zupełnie niepotrzebnych światu kina. Jeśli już chcecie jeszcze raz zapoznać się z historią tytułowej bohaterki, to odpalcie sobie starą animację.

Ocena:
Podziel się

DODAJ KOMENTARZ


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych