Willy Wonka to kolejna ikona popkultury, za której genezę biorą się ludzie z Hollywood. Problemem wielu tego typu produkcji jest fakt, że są po prostu skokiem na kasę, a osoby w nie zaangażowane nie obchodzi historia, którą mają przekazać. Na szczęście w omawianym filmie tak się nie stało. I tak otrzymujemy historię tytułowego, młodego mężczyzny, który przybywa do miasta, gdzie pragnie spełnić swoje marzenie i otworzyć sklep z czekoladą. Jednak jak to zwykle bywa droga do tego jest równie prosta jak fizyka kwantowa i zaraz pojawia się zagrożenie ze strony czekoladowego kartelu. Mimo niepowodzeń nasz bohater zrobi wszystko, aby nic nie stanęło mu na przeszkodzie w realizacji celu, Pomagają mu w tym jego obrotni przyjaciele.
Pierwsze, co od razu rzuca się w czasie seansu, to ogromne serce, jakie twórcy włożyli w historię, którą opowiadają. Praktycznie od początku zaangażowałem się w opowieść i losy bohaterów. Postacie są doskonale napisane i bardzo szybko zostałem wciągnięty w ich wątki i po prostu kibicowałem im, aby zrealizowali swoje plany. Na każdym kroku w produkcji widać, że osoby odpowiedzialne za projekt po prostu kochają historię Wonki. Właściwie każda sekwencja pokazuje, że członkowie ekipy i obsady doskonale bawili się przy realizacji omawianej produkcji i czerpali z niej sporo radości. Przez to film stał się piękną laurką dla wszelkiej maści marzycieli. Koniec końców z produkcji z pełną mocą bije przekaz, aby nie przestawać nigdy próbować spełniać swoich pragnień. Jak mówi jedna z postaci w filmie, każda najpiękniejsza rzecz na świecie rozpoczęła się od marzenia. I to zdanie doskonale obrazuje cały projekt, który właśnie recenzuje. To wspaniała emanacja marzenia twórców i radości z robienia filmów. I takich projektów potrzeba więcej na ekranie.
Przy tym “Wonka” to film dopracowany w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Pod względem wizualnym to prawdziwy barwny, bajkowy huragan, który wylewa się z każdego kąta ekranu. Efekty specjalne bardzo dobrze współgrają ze scenografią tworząc aurę, która otula widza niczym wata cukrowa. Do tego należy dodać bardzo dobre piosenki. Podejrzewam, że któraś z nich pewnie dostanie nominację do Oscara, ale nie ukrywam, że wybór najlepszej jest trudny. Elementy musicalowe, humorystyczne i dramatyczne bardzo dobrze współgrają ze sobą, tworząc atmosferę obcowania z czymś pięknym i wyjątkowym. Przez to film zapewnia prawdziwy, emocjonalny rollercoaster i to jest ogromny komplement z mojej strony. Jestem pewien, że kilka razy zakręci Wam się łezka w oku, wiele razu uśmiechniecie się od ucha do ucha i będziecie w napięciu obserwować losy bohaterów. Omawiana produkcja jest niczym esencja szczęścia, po której ma się dobry humor przez całą resztę dnia.
Timothee Chalamet to strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o tytułową rolę. Aktor miał trudne zadanie przed sobą, ponieważ musiał wykazać się swoimi umiejętnościami musicalowymi, komediowymi oraz dramatycznymi, czasami nawet wszystkimi na raz. I nie ukrywam doskonale się wywiązał z powierzonej mu misji. Chalamet potrafi utrzymać na swoich barkach całą produkcję, jednak reszta obsady stanowi dla niego znakomite wsparcie. Praktycznie, żeby wymienić wszystkie dobre kreacje w filmie musiałbym napisać esej na kilka stron. Dlatego po prostu napiszę, że twórcy wykazali się na etapie castingu znakomitym zmysłem. Mam jednak dwójkę swoich faworytów na drugim planie. Pierwsza to młoda Calah Lane, która wcieliła się w postać Nitki. Od aktorki bije ogrom pozytywnej energii, która się udziela. Lane tworzy na ekranie bardzo dobry duet z Chalametem, nie ustępując mu talentem na krok. Drugie wyróżnienie wędruje do Hugh Granta, który gra Oompa-Loompa. Aktor wnosi spory element komediowy do produkcji. Nie ukrywam również, że jego piosenka ciągle chodzi mi po głowie po wyjściu z kina.
“Wonka” to piękny film o sile marzeń, ze znakomitymi kreacjami aktorskimi. To idealna produkcja na popołudniowy seans z całą rodzina. Na pewno wyjdziecie z niego uśmiechnięci. Jak najbardziej polecam.